Dobrych kilka miesięcy ostrego ciułania, wyżerania tynku ze ścian, odmawiania kumplom większości zakrapianych imprez, lustrowania jutiuba, westchnień i jęków do monitora i oto jest: dzisiejszego popołudnia odwiedził mnie kurier z paczką od niemiaszków... a w środku nówka funkiel nieśmigany Fractal Axe FX-II.
Zarówno jeden jak i drugi karton został otworzony w błyskawicznym tempie i moje oczy ucieszył uznawany za jeden z najlepszych multiefektów jakie miała okazje spłodzić w ostatnich latach Ameryka - kilka chwil później moje obawy związane nieco plastikowym soundem dotychczas macanych Bossów, Podów i innych bardziej budżetowych zabawek zostały błyskawicznie rozwiane po podpięciu Fractala do wzmaka... Pierwsze wrażenia - masakra, miazga, rozpierdul: fabryczne presety po prostu urywają jaja - od typowych fenderowych szklanek, lekkich overdrive'ów, leadów aż po hi-gainowe symulacje wzmaków z delikatnymi chorusami, flangerami i innymi poprawiaczami talentu - każdy z nich wywołuje ciary na plecach i bananowy uśmiech macanta, człowiek po prostu nie może się oprzeć ciągłemu odkręcaniu gały volume. Dźwięk jest przestrzenny, czysty, mam wrażenie że każdy akord jest trafiony w 100%, nie wiem czy to jest kwestia GASu, niemniej jednak gra toto tak jak powinno.
Jak na razie best multi ever - zero plastiku, tandeciarstwa i fajansiarskich soundów jakie nam serwuje większość producentów "oby tylko zapchać banki do pełna",
Pokręce gałami przez miesiąc to opiszę dokładniej i dołożę kilka sampli... idę łoić, Axe stygnie
Pornografia zabawki:
Hail