Sprzedając Gibsona intensywnie, acz bezskutecznie szukałem "zwykłego" RGA121 (czyli tego naturalnie wykończonego). Był to jedyny Ibanez,
jaki mi się podobał, ale cholernie cięzko było go znaleźć. Ostatecznie wtedy kupiłem BlacKata, z którego jestem cały czas bardzo zadowolony.
Jednak 'pierwotny' GAS nie odpuszczał i co jakiś czas oglądałem różne wersje RGA121, choć ciągle żadnej nie było do kupienia. W ostatnich
miesiącach dwa razy był na allegro, raz jakoś w styczniu, raz w październiku - do obu sprzedających pisałem wiadomości, czy udało się
sprzedać.

To była desperacja.

Ostatecznie gitara przyleciała do mnie z Japonii.

To jest konkretnie Ibanez RGA121H z roku 2009 w kolorze "Crushed Dark Ruby". Od normalnego RGA121, a także od modelu wyższego - RGA321,
różni się tym, że korpus jest w całości z mahoniu, bez klonowego topu. Z klonu akurat jest gry z mahoniowymi przekładkami, a podstrunnica to
klasyczny palisander.

Japończykom chyba można ufać... Na samym case-ie ciężko znaleźć ryski i wygląda, jakby przed sprzedażą został gruntownie wyczyszczony (albo
nigdy nie był zabrudzony

). W każdym razie już na case-ie ciężko dopatrzeć się śladów zużycia.
Jako że case z obu stron wygląda tak samo, przed pierwszym otwarcie położyłem go odwrotnie, że gitara bardzo ciasno w nim siedzi, to uniosła
się w pokrywą do góry i przez na ułamek sekundy serce mi stanęło, gdy zobaczyłem "pusty" futerał.
Gitara wygląda dużo lepiej, niż na niemal wszystkich zdjęciach, jakie widziałem w internecie.

Kolor może jest "kontrowersyjny" i, ok,
jest trochę brokat, ale całe szczęście pod żadnym kątem nie jest różowy, z czego moja dziewczyna się nabijała.

Jest taki bordowo-czerwony
z nutką fioletu, zależy od której strony spojrzeć. W każdym razie prezentuje się fantastycznie.
Liczyłem na akcję polerowania, czyszczenia, konserwacji podsturnnicy, ale ktoś to chyba wcześniej zrobił za mnie. Gitara jest BARDZO
zadbana. Znalazłem całe dwie ryski i to po bardzo uważnym wpatrywaniu się z bliska pod światło.
Potencjometry chodzą z bardzo przyjemny oporem, switch również, klucze (Gotoh) pracują gładko, płynnie i precyzyjnie. Progi minimalnie
zużycie, jeszcze długo obejdzie się bez szlifu. W ogóle wykonanie jest na świetnym poziomie.
Ibanezy, przynajmniej mi, kojarzą się z 'listewkami', ale tutaj zdecydowanie czuć ten wielki kawał mahoniu i solidność. Sprzęt jest bardzo
wygodny - profilowany korpus, super wygodny mostek (powiedziałbym nawet, że nieco przyjemniejszy niż hipshot). Gra się niesamowicie lekko i
płynnie, gryf jest faktycznie bardzo chudy, jak to w Ibanezach, ale tylko mnie utwierdził w przekonaniu, że tak mi lepiej niż z Gibsonowym
50's rounded.

Aha, no i gryf jest wykończony satynowo.

Co do brzmienia - żeby w pełni ocenić, muszę zmienić struny, a te z polskiego sklepu idą już do mnie dłużej, niż gitara z Japonii.

Ale
nawet na tych starych słychać to, co powinno być słychać z mahoniu i palisandru i bardzo mi się to podoba.

Jest mięcho i konkret, a
zarazem takie ciepło i pełnia brzmienia. Bardzo fajnie się będą uzupełniać z BlacKatem. Kupiłem drugą gitarą m.in. dlatego, żeby mieć jedną
w E/Drop-D, a drugą w D/drop C i jeszcze niżej. Teraz mam dylemat która ma być w jakim stroju.

Ludzie generalnie narzekają na stockowe pickupy, jeszcze za mało grałem, żebym i ja mógł ponarzekać, ale już się zastanawiam co wrzucić.
Może klasyczne SH-2 i SH-4? Może pod most coś mocniejszego? Może przełożyć CL/LF z BlacKata, a do BlacKata władować coś jeszcze lepszego? To
dylemat na później, ale raczej będę szukał białych do Ibka.

Trochę się rozpisałem, ale byłem bardzo ciekaw, czym okaże się ta gitara i jestem bardzo usatysfakcjonowany!








I fotka rodzinna.

