Może to i lepiej...świat się oczyści i nie będzie już problemów z depresją. Poważnie. W moim otoczeniu jest tyle osób które mają problemy które mogą prowadzić do depresji i powinni udać się z tym gdzieś udać, albo chociaż próbować trochę zmienić swoje życie, albo przynajmniej nastawienie do niego. Zamiast tego, mimo wielu sugestii na ten temat oraz ogólnej chęci pomocy wolą wiecznie jęczeć i użalać się nad sobą jak to nic ich dobrego w życiu nie spotkało i nie spotka a ich życie nie ma sensu oraz czego to w życiu nie zaznali i nie zaznają. Każda rozmowa po kilku minutach schodzi na ten temat. Wiecznie w jęcząco-cierpiętniczym tonie w myśl zasady "żyję za karę", "Boże jak mnie ciężko". To jak mu jest ciężko wręcz promieniuje z jego osoby. Wystarczy go zobaczyć i usłyszeć parę pierwszych słów od niego i już masz dosyć. Jestem już tak zmęczony tym, że zamiast pomagać mam ochotę dać im sznurek i powiedzieć "Masz, skończyć już z tym wreszcie, innego wyjścia nie ma dla Ciebie". W sumie bardziej temat do "Co Was w życiu najbardziej wkurwia".
Lepiej bym tego nie ujął. Mam wrażenie że ludzie zamiast woleć popatrzeć w lustro, i powiedzieć sobie że z nimi jest coś nie tak, że swoją postawą i zachowaniem niszczą swoje życie i samych siebie, zwalając wszystko na depresję, różnego rodzaju zaburzenia osobowości, wolą tkwić tak w tym stanie, wciągając jednocześnie inne, zdrowe osoby w toksyczne relacje i przenosić swoje wyimaginowane problemy na inne osoby, które niejednokrotnie, poświęcają im swój czas i energię, żeby je z tego stanu wyprowadzić. Zazwyczaj idzie to w parze z całkowitą niechęcia do jakichkolwiek zmian i nierzadko, brakiem kręgosłupa moralnego poprzez wykorzystywanie innych osób jako remedium na ich problemy i całkowitym zanikiem autokrytyki w stosunku do swojego zachowania. Spójrzmy na ludzi którzy mają poważne problemy. Ludzi z nowotworami, ciężkimi chorobami typu stwardnienie rozsiane, bądź sprawującymi opiekę nad takimi ludźmi. Znam takich trochę. Są to jedne z najbardziej pogodnych i otwartych osób jakie znam, pomimo swoich problemów patrzące na świat w jasnych kolorach, szukające ROZWIĄZANIA, a nie użalające się nad swoim losem. Często ludzie z prawdziwą depresją to też właśnie tacy ludzie. Czasem mam wrażenie, że im bardziej ktoś rozprawia na temat swojego stanu ducha, depresji, zaburzeń, tym bardziej jego problem wynika z charakteru i podejścia do życia a nie z realnych problemów natury psychicznej. Tym bardziej że osoby z depresją nierzadko ukrywają swoje problemy i nie chcą wciągać w to osób postronnych czy bliskich, bo się tego wstydzą bądź boją braku zrozumienia i akceptacji. I właśnie tacy ludzie naprawdę potrzebują pomocy. Jeśli widzimy osobę, która nie ma zainteresowań, pasji, celów w życiu, ambicji, a jedynym ich zajęciem jest rozprawianie o swoich problemach, wciąganie w toksyczne zachowanie innych ludzi i uprawianie parapsychologii, to znaczy że te osoby nie chcą sobie dać pomóc i chcą tkwić w czymś takim. Depresja, jak każda choroba, ma rożne oblicza i podstawą jest podjęcie solidnej pracy nad sobą oraz woli dokonania zmian. Jeśli tego nie ma - taka osoba jest skazana na to, ze nigdy z tego nie wyjdzie. Jest mnóstwo ludzi, którzy wyszło z totalnego doła - wśród wielu znanych osób - można sobie znaleźć autorytety, wzorce, które mogliby naśladować. Ale jeżeli odrzucają jakiekolwiek autorytety, samokrytykę, przykłady wzorcowego postępowania, to jak można mówić o jakimkolwiek progresie?
Najbardziej bawi mnie to, że często tacy ludzie widzą wszystkich dookoła jako nienormalnych, zaburzonych psychopatów, którzy nie rozumieją tak wspaniałych i oświeconych ludzi jak oni. Ale to tylko zmierza do smutnego końca, gdzie oni zatrzymają się na wieczność na przystanku z napisem "problem", gdzie reszta będzie sunąć do przodu dalej.
I tak, to jest brutalne co napisze, ale niektórzy naprawdę skazują się na bycie modelowym przykładem działania Prawa Darwina.