żeby je grać na żywo trzeba je zagrac przynajmniej 2x lepiej inaczej to mija sie z celem, mi sie tak przynajmniej wydaje
A popatrz na Acid Drinkers

. To są mistrzowie coverów i dają radę

. A tak na poważnie, nieco odstępując od tematu, granie coverów ma sens, tylko trzeba użyć mózgu i wyciągnąć z utworu jak najwięcej potencjału, a potem dodać własnego pierwiastka. Podam przykład: z Legacy gramy "Oni zaraz przyjdą tu" Breakoutów. Tempo jest nieco przyspieszone, jedna gitara gra w droppie D, druga w normalnym stroju. Gramy nieco szybciej, ale starając się dokładnie wstrzelić ze stopą, która dubluje riffy na zwrotce, także wychodzi taki Panterowaty riff. Śpiewam normalną ścieżkę, ale wyciągam końcówki już bardziej heavy. I są dwie solówki. Pierwszą gra nasza gitarzystka - jest to solówka bardzo bluesowa, budąjąca napięcie przed wybuchem, który gram ja... I moja solówka jest wariacją na temat solówki Satrianiego ("Going down") z koncertu G3 ("Live in Concert"), którą gra tappingiem z użyciem kostki. A kończymy kawałek niemal tak samo, jak oryginał. To jedyny cover, który gram od 3 i z każdą kapelą robiłem go inaczej, za każdym razem był inny klimat, a jeszcze mi się nie znudził. Poza nim nie gram coverów

.
A uczenie się ze słuchu? Przede wszystkim oceńcie własne możliwości. Potem (jeśli jeszcze nie umiecie) nauczcie się czytać i pisać nuty. A potem spisujcie utwory... To świetne ćwiczenia, niejednokrotnie ważniejsze od ćwiczeń techniki. Buźka

.