Coś w tym jest. Nie zdziwię się jak niedługo szympansa przy garach posadzą każą mu nacisnąć coś tam i później w nagraniu usłyszymy jak zapierdala blasty. Tzn. i tak obecnie dużą trudność sprawia mi odróżnienie bębniarza od szympansa, a sprawy nabierają coraz gorszego obrotu.
A żeby było chociaż trochę merytorycznie:
to od gitary czy od realizatora??
Generalnie jest 95% szans, że realizator dobrze, bądź nieźle brzmiące wiosło Ci spierdoli, niż poprawi. Z doświadczenia wiem, że pomaga np. bicie w twarz, gdy próbuje sięgnąć do gałek. Z liścia na odlew. Prośby werbalne nie działają. W życiu nie słyszałem obiektywnie chujowo brzmiącego instrumentu, który po ingerencji realizatora wywołałby ciary. Najwyżej "nooo, ok". Słyszałem natomiast heksylion przykładów zjebanej roboty, bo jakiegoś cymbała łapy świerzbią.
Najważniejsza jest muza, a nie sprzętowy onazizm
Trafił kolega w sedno, które co prawda w tym przypadku jest zajebiście duże, ale fakt, to fakt.
a potem polowa ludzi i tak tego nie slyszy
Nie słyszy jakieś 90% populacji. Połowa z tego nie kuma, że to gitara gra. Przy realizacji nagrań, która także jest procesem twórczym pałujemy się dla siebie, a nie dla jakichś ludzi. Chuj mnie obchodzi co oni słyszą. I tak odbiorą tylko ułamek ogólnego wrażenia i emocji, które im przekazaliśmy.
Źle się Wam słucha starych płyt
No, właśnie - gary w "when the levee breaks" nagrane na dwa ambiensy. No, błagam pokażcie mi dziś takie gary gdzieś. A co najważniejsze - zmuście jakiegoś pacana, żeby Wam tak zrealizował. "Nie da się" - odpowie. Chuja tam nie da! A działo się to w roku 1970.
Bolt-on to rozwiazanie budzetowe
Mit ten znów wiąże się z budową Strata, który z założenia miał być "lepszą" gitarą budżetową. W praktyce bolt-on jest niepomiernie bardziej skomplikowane i wymagające o wiele większej precyzji. Stawiam śmiała tezę, że zadanie wklejenia gryfu neck-thru można zostawić 13-latkom na ZPT.
pozdrawiam!