Jako, że środek ciężkości mojego rigu uległ właśnie niebezpiecznemu przesunięciu ze względu na ujęcie z niego Smagi - czas na chociaż OGD. Okrągłą rocznicę przegapiłem, lecz ze względów sentymentalnych chciałbym uhonorować 21 lat od powstania wykonanej własnoręcznie gity – nazwanej przez ówczesnych przyjaciół „Rekinem”! Po skończeniu podstawówy miałem 3 miesiące wolnego, więc zamiast pić tanie wina i pluć w bramie calutki ten czas poświęciłem na zbudowanie gity. 3 miesiące, po 8h dziennie…
.
Gita stara, więc babciowe otoczenie jak najbardziej na miejscu.
Rekin powstał przy użyciu ręcznie prowadzonych narzędzi oraz, z dzisiejszej perspektywy, z pogwałceniem wszelkich zasad lutnictwa. Nie przeszkodziło to jednak - ale o tym później…
Rekin siał pożogię i death na początku lat 90’ w kapelach Grim Slasher i Sauron, więc musiał odpowiednio się prezentować. Czyli kolor - czarny! Kształt, to frankeinstenowe połaczenie BC Richa Kerrego (góra)
i gity Jeffa Hannemanna z tamtego okresu (dół):
Główka jacksonowa. Tynfa temu, kto odnajdzie foty oryginałów, które mnie do tego popchnęły.
Gryf pochodził ze złomowania(!) gitar zespołu zakładowego(!!), gdzie pracował mój ojciec.
Progi z jakiegoś powodu zmieniłem na jeszcze gorsze
, kupując drut w Mayo, które w tamtym czasie mieściło się w garażu. Dzięki temu biorąc dziś gitę do ręki – okazało się, że jakaś większość(!) progów jest głucha…
Dzięki temu instrument pozwala skupić się tylko na graniu i oddać się zapomnieniu. Można zapomnieć np. o intonacji i sustainie!
.
Fenderowską główkę przerobiłem z takim powodzeniem, że potem ładnych parę zeta dorobiłem na podobnej czynności w gitarach kolegów:
Mostek:
został po znajomości - czyli kasa+flaszka - zakupiony od jakiegoś mistrza lutnictwa z Tczewa. BTW jest to symulacja Kahlera i do dziś toto bez zarzutu działa! Floyd – a ić jebaj się, neweregien!
Przystawki - to chyba Presto:
Rozchylenie pikapa mostkowego miało prawdopodobnie(?) nadać mu podobnego brzmienia, jak przy rozdzielaniu cewek. Jednak – uwaga – bistabilny przełącznik hebelkowy
nie przełączał pomiędzy pikapami, ani nawet nie rozdzielał cewek. W tamtym czasie każda gitara miała opcję łączenia pikapów w fazie, lub przeciwfazie! Yo, Amanita!
Trzy potki zastępowały te amerykańskie wydumki. Dwa volume dla pikapów i tone dla całości, bitch!
Generalnie całość mojej ówczesnej wiedzy opierała się na opisie budowy gitary GES-66(
) z Młodego Technika, oraz podpowiedziach ojca i brata. Korpus stworzyłem nawiercając kształt w desce punkt po punkcie, zużywając około 3-4 komunistycznych wierteł oraz szczotki w wiertarce ojca. Globalnie zero stojaka na wiertarkę i większość prac dosłownie na kolanie. Korpus wykonałem w czasochłonnej technice kanapkowej, wykorzystującej oklejenie obu stron korpusu nakładkami:
Customowe płytki zaślepiające wykonane z tak trendy wówczas tworzywa sztucznego – pochodziły z pudełek na kasety video, zaś ręcznie wykonaną literę „M” wykonałem za pomocą wykonanego wcześniej dłuta, które wykonałem spiłowując okrągłym iglakiem śrubokręt…
Z rzeczy wykonanych całkowicie od zera – proszę zwrócić również uwagę na siodełko z aluminium. Ależ to piszczy przy piłowaniu, plus wgląd na zapomnianą technologię progu zerowego...:
jak również płytkę gniazda:
Pęknięcie korpusu, spowodowane zbyt małą odległością mostka od brzegu, naprawiłem zachowując charakter „relic” gitary - doskonała lutnicza robota!:
Specka. Jak już wspomniałem gita łamie wszelkie złe stereotypy lutnictwa:
- korpus: buk!
- okładziny – sklejka!!!
- gryf – chgw! Brak pręta napinającego!
- menzura 24,41” – mierzona dziś, na poziomie morza
- wykończenie korpusu: farba podkładowa antykorozyjna oraz spray czarny, sztuk 2. Stylizacja na Relic za pomocą młotka.
I jeszcze jedno. Wibracje to zło, tak? Ci, którzy pracują przy urządzeniach wibrujących dostają przecież dodatek szkodliwy! Dlatego też łączenie gryfu z korpusem posiada jedyne na świecie, unikalne rozwiązanie, w postaci dodatkowego kawałka sklejki 3mm – jednocześnie spełniającego funkcję podniesienia akcji strun do jakichś 3-4mm:
Ale wszystko powyższe to totalnie nic. Wziąłem Bestię do łapy i powiem Wam, że radość z grania była mega zajebista! Nie wiem czy znacie to uczucie, kiedy uprawiacie seks z nieco mniej urodziwą dziewoją i jest się wtedy całkiem na luzie - w odróżnieniu od pykania mega piękności, na której w dodatku nam zależy. W życiu bywa najczęściej tak, że to właśnie z tą pierwszą spędza się potem czas, a i radocha nadal przednia (tylko może wstyd przed kolegami...
). Mam nadzieję, że słychać to w totalnie improwizowanej nagrywce, którą to żegnam się z Państwem:
Wlacz osadzony player soundcloud
wujcio majsterkowicz