„By popular demand” (tzn jedna osoba zapytała), wrzucam NGD.
Haha, wrzuciłem zdjęcia samej podłogi, gitara będzie później.
Back-story – zaczęło się od tego, że miałem jechać na kilka dni na delegację, z wolnymi wieczorami w hotelu. W aucie 4 osoby, więc normalnej gitary nie wcisnę, ale headless to by się zmieścił, sobie pomyślałem. Kilka skomplikowanych kalkulacji i wyszło, że mogę sobie pozwolić (bo i PRSa zdecydowałem się sprzedać na rzecz taniego Carvina CT6 do refinsihu, ale to inna historia).
Jeśli chodzi o speckę, to miało być możliwie tanio i z naturalnym drewnem.
Zatem:
Body: black limba
Gryf: klon
Podstrunnica: klon, radius 20, stalowe progi jumbo
Skala: 25,5
Pickupy: Kiesel Lithium
Waga: 3kg
Kiesel wspomina na stronie o około 12 tygodniach oczekiwania na gitarę. Do mnie dotarła, licząc od wpłacenia zaliczli po… prawie 8 tygodniach. Nieźle! Zgaduję, że to przez to, że ominęła lakiernię.
Widzicie, olejowane gitary mają same plusy.
Ludzie czasem dzielą się, szczególnie na sevenie, różnymi przejściami z Kieselem i przyznam, że minimalne obawy miałem. BARDZO minimalne, ale wszystko się może zdarzyć.
Okazało się, że gitara jest absolutnie przezajebista. Wykonanie jest perfekcyjne i dla mnie Zeus jest lepszy pod każdym względem od Vadera, jeśli o headlessach mowa. Względy te to:
-brzmienie – pomimo tych samych pickupów, Zeus ma więcej charakteru i nie jest tak bezkompromisowo „modern”. O wiele łatwiej wykręcić tłuściutki lead, czy ciepły clean, a ciągle ani trochę nie brakuje ataku, czy klarowności.
-komfort/feeling – cóż, dla mnie olej is the only way, więc od razu czuję się bardziej związany z gitarą.
Do tego jest znacznie więcej drewna w tej gitarze i po prostu lepiej ją czuć. Vader był trochę „zabawkowy” w rękach, pomimo bycia pełnoprawnym instrumentem. Tutaj jest większy konkret. Ciekawy jest gryf, bo pomimo radiusa 20 absolutnie nie ma się wrażenia grania na desce, jak w przypadku Ibaneza. To przez to, że gryf jest dość wąski, a profil zaokrąglony.
-wygląd – wiadomo, jak się jest kanapowcem, to gitara na stojaku w pokoju też musi wyglądać. Ja tam jestem zachwycony.
Black limba wykończona olejem to bajka.
Najlepsza deska do krojenia, jaką miałem!
Zaraz ileś osób napisze, że wodogłowie, itd. Cóż, każdy ma prawo do własnej opinii, tak jak ja odpowiedzieć takim krytykom, że mogą pospierdalać.
Moim zdaniem w tej nowoczesnej headlessowości Zeus prezentuje się fajnie i, co bardzo lubię "simple and classic". Nie ma żadnych kosmicznych kształtów, zagięć, wygięć, kolorów... Mam wrażenie, że to się szybko nudzi. Prostota wygrywa.
Coż, jestem pod dużym wrażeniem. Naprawdę nie mam się do czego doczepić, a wręcz moje oczekiwania zostały znacznie przekroczone. Jeszcze kiedyś spróbuję tam a testy wlutować Hathory. O ile generalnie Lithiumy mi się podobają, to są jednak ostrzejsze i nieco skompresowane więc można jeszcze więcej z tej deski wyciągnąć. Cóż, pozostaję fanem Kiesela. Na tyle, że nawet zastanawiam się czy nie „ukompaktowić’ kolekcji i sprzedać Ibaneza i Warwicka na rzecz basowego Zeusa…