Nadszedł dzień, w którym musiałem nabyć nowy sprzęt w postaci wzmacniacza. Znalazło się miejsce w zespole dla mnie i zgodnie z obietnicami musiałem się szarpnąć na wzmak, chociaż na salce stał fajny Laney przemiłego kolesia z drugiego bandu z salki, na którym przez jakiś czas grałem. Jako że jestem tylko biednym studentem nie mogłem sobie pozwolić na lampowego heada + paczkie 4x12 tak więc szukałem jakiegoś comba, najlepiej 2x12. Celowałem w Peavey'a 6505+ sprowadzanego z UK, ale trochę dałem dupy, spóźniłem się no i lekko odstraszyły mnie opinie, że awaryjny, że nie brzmi itd. Poszukiwań ciąg dalszy, przegrzebywałem alledrogo codziennie, oglądałem, patrzyłem, zastanawiałem się. W międzyczasie kolega z zespołu (
) zaproponował "obadaj Mustangi, podobno fajne piece", popatrzyłem na ceny, ograłem na jutubie i mi się nawet spodobał. Stwierdziłem, że warto ograć coś takiego na żywo, więc udałem się do sklepu w tym celu. W sklepie jak to w sklepie, obmacałem go przy pomocy Stefana, ale na pełna kurwę się nie rozkręciłem, chociaż obsługa była miła i zalecała mi to, to jednak do głośności uzyskiwanej na próbach nie doszliśmy. Pokręciłem gałkami, pobawiłem się presetami, ustawiłem co mnie interesuje i zacząłem nakurwiać kawałki bandu, covery Opeth i inne. Brzmienie było całkiem ok, szału nie było, ale było solidnie. Postanowiłem się przespać z decyzją. Przespałem się i zdecydowałem - kupuję Mustanga IV.
Srebrną Skodą podjechaliśmy pod sklep niczym Jules i Vince w znanym szeroko filmie, z tym że bez bajeranckich marynarek i krawatów. Weszliśmy do sklepu i grzecznie poprosiliśmy o Mustanga IV, zapakowaliśmy go sobie i znieśliśmy do wspomnianej już srebrnej Skody. Teraz czas zjechać na salkę. Na salce rozpakowaliśmy piec, podłączyliśmy i zacząłem się konkretniej bawić ekłalizerem ustawiając presety pod siebie i jednocześnie ogarniając na jakiej zasadzie wzmak działa. Im więcej kręciłem gałkami tym szerzej się gęba śmiała, na dużej głośności zaczął ryczeć jak należy. Postanowiłem nie jarać się aż tak, bo przecież to nie próba z perką i resztą bandu, co prawda na dwie gitary jakiś obraz się malował, ale to nie to samo. Dzisiaj zagraliśmy w półpełnym składzie na dwie gity i perkusję. Mogę powiedzieć więcej.
Brzmienie:Zacznijmy od tego że jest zajebiście dużo możliwości, a ja na razie korzystam z dwóch symulacji. Czyste kanały wypadają naprawdę solidnie (w końcu Fender nie mógł zjebać własnych symulacji ... jakby to wyglądało). Brzmią naprawdę fajnie zarówno z efektami przestrzennymi jak i bez, dodajemy reverba, chorusa, delaya i robi się naprawdę przyjemnie, aktualnie korzystam z symulacji 65 Deluxe Reverb i nałożonymi delikatnymi efektami - reverb, delay, chorus. Sprawdza się bardzo dobrze do tego co gramy, tak miało być i tak jest. Jak rozłączę cewki w Stefanie to już w ogóle robi się smerfastycznie
Brudny kanał u mnie to symulacja MESY, która wypada zdecydowanie najlepiej z hajgejnów w tym wzmaku. Jest mięso, jest lekko mesowe ziarno, ogółem jest fajnie. Przebija się dobrze w kapeli, jest w miarę selektywnie, jest mocne jebnięcie, czyli to czego szukałem. Bardzo fajnie brzmi na gejnie skręconym do połowy, dobrze reaguje na artykulację (z resztą jak prawie wszystkie presety), kiedy pierdolnie się mocniej w struny to fajnie to słychać. Robi fajne dżdżdż. Ogółem odzywa się naprawdę sporym ogniem, jest to zdecydowanie coś czego szukałem, nie sądziłem, że za taką cenę znajdę coś takiego
Kwestia teraz dokręcenia gałek przy całym składzie i będzie naprawdę superancko. Z próby na próbę jest coraz lepiej.
Funkcjonalność:W zestawie dostajemy footswitch! Tak kurwa, czteroprzyciskowy z wyświetlaczem!
Futsłicz posiada trzy, a właściwie cztery tryby. Jednym z nich jest tuner, stroi w miarę dobrze, nie narzekam, wręcz cieszę się że jest takowy w tym wzmacniaczu. Dobrze radzi sobie z B a to ważne dla sevestringowców, jeszcze nie sprawdzałem jak radzi sobie w jeszcze niższych rejestrach, ale myślę, że da radę. Kolejne tryby to trzy ustawione pod siebie presety, które można szybko i łatwo przełączyć, następny tryb obsługuje fabryczne presety, a ostatni służy do włączania/wyłączania dopałki overdrive, efektów modulacyjnych i delaya. Ogółem bajera, łatwo się połapać i jest naprawdę dobrze zorganizowane wszystko.
Wszechstronność:Ma prawie wszystko. Od słitaśnych cleanów przez krancze do hajgejnów. Symulacji jest chyba 12 w tym MESA, Piwi 6505, Marszczal JCM800, jakieś Voxy i oczywiście Fendery. IMO symulka piwi ssie, albo ja nie umiem nic z niej wykręcić, ale za to MESA jest kurwa konkretna. Dodatkowo mamy do wyboru kostkę overdrive, chyba dwa chorusy, kilka reverbów i delayów, do tego jest chyba tremolo, phraser, flanger i jakieś jeszcze dziwne efekty. Jest tego naprawdę sporo.
Ogólne wrażenie:Wiem, że to nie lampa, ale mnie nie stać na razie, chyba że na jakąś małą Bugerke, albo Blakstara 1W
Za taką kasę, a nie zapłaciłem dużo, nie mogłem wykombinować nic lepszego, do grania potrzebowałem efektów takich jak wspomniane wcześniej - reverb, chorus, delay, bez tego po prostu nie brzmiałoby to jak należy. Potrzebowałem też mocnego pierdolnięcia i się nie zawiodłem, jest moc, sra ogniem, jest naprawdę fajnie, Lothar świadkiem
Jestem świadomy, że w ogólnym wyrazie Mustang nie robi szału na skalę MESY DR, VHT i innych przekozackich wzmaków, ale naprawdę, za takie śmieszne pieniądze to jest rewelka
Może później będę miał więcej do napisania, jak bardziej się z nim oswoję.