Najlepszym filmem świata jest "Martwica mózgu" (Braindead) P. Jacksona (tak, tak, to ten sam od "Władcy Pierścieni") i chuj. Archetypiczne uczucie Paquity Marii Sanchez i Lionela walczącego o swą miłość z hordą zombie za pomocą malaksera wywołuje u mnie orgazmiczne spazmy rozkoszy. Potem jeśli chodzi o filmy jest długo, długo nic, po czym następuje "Memento" z przewykurwistym scenariuszem godnym Hitchcocka. Polecam. Poza tym światowa kinematografia zwisa mi zwiędłym kalafiorem.