miło po raz kolejny dostać coś na kształt dowodu, że nie tylko proch jest naszym przeznaczeniem.
Nie chciałbym tu siać defetyzmu, ale jakby to powiedział wujek Wallace: "We're very fucking far from dowód". Und hier ist der hund begraben, że błysnę po raz kolejny: sęk w tym, że robi się miło, kiedy myślimy w ten sposób. I tylko tyle. Nasze pobożne życzenia, przeczucia, etc. pozwalają nam łatwiej znieść świadomość faktu, że któregoś dnia zgaśnie nam światełko i nastąpi tzw. pizdjec. Jest to główna i w zasadzie jedyna siła twórcza i napędowa wszelkich religii i systemów filozoficznych opierających się na czynnikach metafizycznych. Zgadzam się: myśl, że w dowolnym momencie mogę "odłożyć łyżkę" przyprawia mnie o spory niepokój, by nie powiedzieć szaleństwo i bardzo chciałbym sobie ten fakt zracjonalizować, niestety nie potrafię.
pozdro