Autor Wątek: SERIALE czyli co oglądamy w odcinkach  (Przeczytany 186987 razy)

Offline MadYarpen

  • Pr0
  • Wiadomości: 587
  • Petrolhead
Też niedawno przebrnąłem przez wiedźmina, i szczerze mówiąc z przyjemnością obejrzałem chyba tylko jeden z odcinków, ale generalnie niestety nie podobał mi się. Pomijając lepsze momenty, nie sądzę żeby to długo się utrzymało jak pani Lauren nie przyjmie uzasadnionej i konstruktywnej krytyki. Bo oficjalnie robi dobrą minę i sie jara że "prawdziwym fanom" się podoba.

Miałem ogromne nadzieje, i byłem mega pozytywnie nastawiony. Oglądałem sporo wywiadów z obsadą, i wszystko dobrze wyglądało - przede wszystkim Cavill jako fan który dostał wymarzoną rolę, którą rozumiał bardzo dobrze. Bardzo się jarałem, bo gry są mi bliskie, ale przede wszystkim książki i on to wszystko ogarnia. Natomiast bynajmniej nie chciałem do tego podejść na zasadzie że jak cokolwiek zmienią to kosa na sztorc i jazda, bo tak się nie da. CD Projekt też na wiele sobie pozwolił, a jednak ostateczny produkt jest mega.

I w sumie  film częśc pozytywnego nastawienia potwierdził, bo obsada w większości na plus, Cavill bardzo spoko. Na plus też muzyka, sceny walki (ale nie bitwy), Anya jako Yennefer i Freya jako Ciri... jakbym się miał Cavilla czepiać to czasami przesadzał i wychodziło nieco karykaturalnie. Tak jak Joey we Friendsach grał na "smell the fart". Ale jego "fuck" było idealne.

Jaskier super, początki ich przyjaźni całkiem fajnie wyszły.

Ale scenariusz, dialogi... Dla mnie szkoda gadać. Trochę na odwrót niż w GoT - gdzie materiał źródłowy był średni (IMO, nie bijcie), ale scenariusz serialu super. Tutaj moim zdaniem z materiałem źródłowym scenarzyści sobie nie poradzili. Nie wiem czemu, być może dlatego, że w każdym odcinku miało się zmieścić opowiadanie i dodatkowy wątek Yennefer / Ciri. A samo opowiadanie wystarczyłoby na odcinek, przez co wszystko zostało spłycone. Żeby nie spojlerować za dużo, pierwszy odcinek został wybebeszony ze swej istoty. Na czym polegało to mniejsze zło? Na tym, że
Spoiler
. A jakie było mniejsze zło w serialu?
Spoiler
I nie wiem jaka była zdaniem scenarzystów motywacja że Geralt zachował się tak a nie inaczej - bo ani z jednym, ani z drugą wiele go nie łączyło. Geralt grany przez Cavilla powinien na taki dylemat stwierdzić "fuck Roach, lets go". No ale nie mógł, bo scenariusz, którego autor chyba nie zrozumiał o czym jest opowiadanie.

Pomysł, żeby Yennefer i Ciri wprowadzić od razu jest fajny, bo to ważne postaci. Ale sposób w jaki to zrobiono sporo napsuł w serialu moim zdaniem. Może trzeba było zrobić to jeszcze odważniej, i poświęcić 2-3 odcinki tylko im, a nie mieszać. Tylko wtedy to musiałoby być ciekawe, a nie zawsze było. No nie wiem.

W ogóle pomieszane linie czasu też pewnie wielu osobom przeszkadzały, ja się musiałem mocno skupiać, a książki czytałem chyba z 15 razy. Były wskazówki, co się kiedy dzieje, ale czasem to było bardzo subtelne i trzeba było wiedzieć, czego szukać. Myślę, że podawanie dat by nie zaszkodziło, choć to dość łopatologiczne rozwiązanie...

No i kurwa ile razy można w jednym serialu użyć słowa "destiny". Jakiś rekord. Jakby już w momentach w których nie wiedzieli co ma postać powiedzieć żeby się trzymało kupy uznawali że jebną przeznaczeniem i wszyscy  zrozumieją.

Poza tym, miałem nieodparte wrażenie... taniości. Machina wojenna Nilfgaardu wzorowana na armii III Rzeszy liczy 150 kmiotków w pancerzach z plasteliny, na pałę walących we wrota zamku, bal w Aretuzie był jak podróbka otwarcia roku szkolnego w Hogwarcie, epicka bitwa pod wzgórzem Sodden wyglądała jak LARP gimnazjalistów. Krasnoludy, czyli krępe maszyny do zabijania które miały rzekomo szansę załatwić smoka, wglądały jakby noża kuchennego nie utrzymały, nie mówiąc o mieczu / toporze (jak coś należało podpatrzeć w LoTR / Hobbicie to właśnie kurde krasnoludy).

Często wydawało mi sie, że oglądam nie współczesny serial, a jakiegoś Conana Barbarzyńcę z lat 90tych.

Co do wyboru aktorów nie mam za dużo uwag. To że czasem w tle pojawił się ktoś czarny, albo na orgii była para homo, czy że Driady były czarne mnie nie rusza. Jedyne co mnie rusza, to Fringilla. I nie dlatego, że ją gra czarna aktorka, tylko dlatego, że ją akurat Sapkowski opisał dokładnie, i w książkach miała określony charakter. I ani jedno, ani drugie z tym co w serialu się nie spina. Poza tym jeszcze Calanthe była słaba strasznie.

Wiele da się poprawić. Część lepszym budżetem, część sama się poprawi (mam nadzieję) jak już nie będą musieli tak dzielić odcinków, ale część wymaga po prostu lepszej jakości tego co robią scenarzyści i reżyserzy. Co z tego że aktorzy grają OK, jak mają drewniane kwestie do powiedzenia, a scenariusz jest słaby?