Na początku napiszę, że przeczytałem tylko Ostatnie Życzenie, a w grę nie grałem wcale. Serial podobał mi się bardzo, poza małymi wyjątkami, które już zostały przez Was wypisane.
Nie wiem czy założeniem było, że oglądać będą tylko ci co czytali książki, bo takie właśnie odnoszę wrażenie. Ktoś napisał, że Amerykanie nie ogarniają kilku linii czasu... No to ja chyba też nie. Tzn ostatecznie wiedziałem o co chodzi, ale trochę to trwało. Jak już tak to pochlastali (bo ostatecznie może i ciekawiej) to mogli dać jakieś info w postaci daty na początku każdego z wątków. A tak trzeba się domyślać czy to teraz, wczoraj czy jutro.
Ponadto oglądając niektóre sceny i dialogi wyglądały tak jak w teatrze telewizji. Może przez to, że oglądałem z dubbingiem i dźwięk był zawsze nadnaturalnie czysty co powodowało takie odczucie. Oglądałem na słuchawkach, żeby dzieciaków i żony w nocy nie pobudzić
Inna rzecz mnie też zastanawia... czy to jeszcze serial czy po prostu długi film. Jak Wy odbieracie model Netflixa z udostępnieniem wszystkich odcinków od razu? Dla mnie serial to jednak czekanie na kolejny odcinek. Czasem to wkurza i niecierpliwi ale jest czas na przemyślenie tego co się wydarzyło, przegadanie z innymi oglądającymi. A tak mimo silnej woli ogladasz wszystko max w 4 dni (tak sobie dozowałem po 2 odcinki, ale to i tak mega wolno w porównaniu z tymi co na raz wzięli) i później czekasz caly rok na kolejny sezon. W takim ujęciu to Hobbit i Władca Pierścieni a nawet StarWars były serialami.
Wysłane z mojego p30pro przy użyciu Tapatalka