Komuniści też wymyślili słowo "lewak", więc w sumie ciężko się odnieść. 
W zasadzie to samo słowo istniało na długo przed komunistami, tylko też jego znaczenie było zupełnie inne, to jest była to nazwa sztyletu służącego do parowania.
Na pewno bym tego nie rozpatrywał w kategoriach "dobre/złe" - żaden z obecnych ruchów politycznych (poza "skrajnymi", typu libertarianie czy może jacyś komuniści siedzą gdzieś jeszcze po piwnicach) otwarcie i jednoznacznie się nie określa, jeśli chodzi o aksjologiczne podejście do sposobu prowadzenia polityki
Czyli nie jestem "tym złym", tylko "skrajnym", bo na bieżący moment najbliżej mi do libertarian właśnie. ^^ (Poniekąd dzięki temu nie jestem takim do końca stereotypowym kucem).
Tymczasem każda etyka jakieś aksjomatyczne podstawy ma, czy w sposób świadomy, czy nie (w szczególności jeżeli podstawy moralne są wewnętrznie sprzeczne, to każde postępowanie jest jednocześnie i dobre i złe). Wszystko jest subiektywne i od tego nie uciekniemy (jakby nie patrzeć uznanie swoich poglądów za obiektywnie poprawne jest automatycznie subiektywne).
To poniekąd uznaję w sobie za słabość i motywację do pracy nad tym w przyszłości, że nie sformułowałem zbioru formalnych aksjomatów, z którego moje poglądy będą w wynikały w postaci formalnie dowodzonych twierdzeń.
może to nawet lepiej - zawsze gdzieś szukają kompromisu między podejściem utylitarnym, a troską o wolność czy równość obywateli (oczywiście teoretycznie). Gdyby każdy okopał się w granicach wyznawanego systemu wartości i sposobu jego interpretacji, w ogóle nie mogłoby być polityki, bo w ogóle nie mogło by być kompromisu. Zresztą nikt nie ma idealnie sztywnego czy idealnie racjonalnego sposobu rozumienia swojego kręgosłupa pojęciowego; uważam, że znajdując i wytykając błąd w rozumowaniu można najłatwiej (być może to nawet jedyny sposób) wpłynąć na ten kręgosłup pojęciowy i go zmodyfikować.
Ja nie mówię, że w ogóle odrzucam możliwości kompromisów. Kiedy różnice nie są ogromne najczęściej da się przynajmniej częściowo znaleźć wspólny język, np. z bardziej typowymi "kucami" (również krótkowłosymi) jestem jakoś się w stanie porozumieć. Jednakże kiedy te różnice są już bardzo znaczące, to dobre chęci nic nie pomogą. Popatrz jakiego ping ponga rozegraliście wokół Bosaka i nikt nikogo nie przekonał.
Z zasady w demokracji wychodzi się z założenia, że są różne drogi prowadzące do pozytywnego rezultatu - bo zawsze wykarmienie dzieci w Afryce może komuś przynieść pokojowego Nobla, a to zaspokoić jego największe egoistyczne marzenie zdobycia Nobla :v
To niech karmi za swoje.
Swoją drogą tu też w ramach uzupełnienia powinienem napisać, że egoizm rozumiem tutaj nie tylko personalnie, ale też jako coś co roboczo nazywam egoizmem plemiennym tj. chodzi o działanie na korzyść pewnych swoich wewnętrznych kręgów takich, jak rodzina, bliscy przyjaciele, zależnie od kontekstu czasami nieco szersze kręgi. Chodzi tu też o takie naturalne rzeczy, jak przedkładanie dobra swoich dzieci, swoich rodziców, swojego rodzeństwa nad dobro cudzych dzieci, cudzych rodziców, cudzego rodzeństwa. Na ogół, jeżeli ktoś z moich wewnętrznych kręgów poprosi o pomoc z zagadnieniami matematycznymi, to takiej pomocy udzielam, czasem również z nieco szerszych kręgów (rzecz jasna w dalekiej perspektywie bywa tak, że jakieś korzyści z tego mam, choć to może elementy idealizmu we mnie). Najważniejsze jest dla mnie to, że robię to dobrowolnie.
Tak na rozluźnienie atmosfery:
