Autor Wątek: Co was w życiu smuci?  (Przeczytany 210495 razy)

Offline kguitark

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 78
Odp: Co was w życiu smuci?
« Odpowiedź #425 22 Gru, 2014, 09:21:05 »
Cytuj
jak widać na tyle, by dział HR przepuścił go do pracy

Sam sobie odpowiedziałeś ;) Dział HR - najgłupszy, najbardziej bezproduktywny i w gruncie rzeczy nikomu (poza pracującym tam pickom) niepotrzebny dział jaki istnieje. To, co kiedyś robiła (nawet w dużych firmach ) kadrowa, we współpracy z sekretarką szefa i księgową, rozrosło się do nowotworu skupiającego durne pindy, które samodzielnie są za głupie żeby zostać nawet tą sekretarką. Żona Moja pracowała kiedyś pod HRem dobre pół roku, mózg rozjebany :D

A wracając do tematu handlowca - dobra, to że ktoś sprzedaje gitary / pralki / komputery / dilda / łotewer nie mając o tym pojęcia to chyba jakaś dziwna norma w naszych sklepach :P Sam z takimi robiłem - chuja wie, chuja się zna ale "ma gadane".
Ale co jeśli w muzycznym pracują muzycy, a instrumenty tam wiszące nadal nie są choćby nastrojone? Taki sztandarowy przykład Zbyszka z Malko w Częstochowie, człowiek-legenda ;D - parę osób z forum go kojarzy. Chyba najbardziej antypatyczny sprzedawca jakiego miałem "przyjemność" poznać - chuja go obchodziłeś jako klient, chuja go obchodził stan tego co sprzedawał, chuja go obchodziła promocja towaru. A czas miał, oj miał, umiejętności instrumentalne zresztą też i to nie małe, kilka razy bylem świadkiem. Na takich nic nie poradzisz.
A potem pierdzielenie że "alegro i nimce niszczom chandel" - Malko zdechło (kurwa jak można było zarżnąć taką firmę?), Riff trzyma się tylko dlatego że to sieciówka bo nic tam nie ma :P a RnR teraz to też już nie RnR w rok-dwa po otwarciu. Ale to w zasadzie nie mój problem :P
Obsługa klienta w tym momencie jest kluczowa w sprzedaży bezpośredniej i na przykładzie Malko widać, że to podejście jest słuszne. Zbyszek to ten taki czarny cap z bródką, czy jeszcze ktoś inny? Wszyscy moi znajomi jak jeden mąż powtarzali, że po prostu boją się tam chodzić i tutaj węszyłbym powodu upadku firmy. Mieli czas, mieli możliwości.
Riff to przedsiębiorstwo pochodne od spółki ZIBI, czyli handlu zegarkami Casio (stąd też taki nacisk na sprzedaż właśnie tej marki w tych placówkach). Genialny przykład na to, co się dzieje gdy za handel instrumentami biorą się ludzie, którzy nie mają pojęcia o branży i jest im wszystko jedno, czy sprzedają ketchup Kotlin czy Gibsony. Swojego czasu zatrudniono tam osobę, która miała zajmować się zamówieniami - chodziła w ramach szkolenia po salonach w Polsce pytając o różnicę między klasykiem a akustykiem, co to jest ten flojd, stała przed gablotami z efektami gitarowymi z wyciągniętm paluchem mówiąc "to fantastyczne!" itd. I ów Pani teraz zamawia od dystrybutorów cały towar, który leży na półkach w Polsce. C**j tam, że na podstawie jpegów. Statystyka i badanie rynku - nie opłaca się zamawiać tego i tego, zamówmy kolejny raz partię gitar za 500zł. Żeby było śmieszniej - z punktu widzenia handlowego jest to podejście słuszne, towar szybko rotuje, co z tego, że konkurencja wykupiła pełny pakiet Fendera i można u nich pomacać Deluxy - to i tak się nie sprzedaje, a na jednej takiej gitarze niejednokrotnie zarobisz mniej, niż na Squierach czy innych pierdołach, które lecą w ilościach totalnie hurtowych. Dlatego w Riffie "nic nie ma" - nie  nie, tam jest wszystko. Wszystko to, co pozwala tej firmie zarabiać. Oni nie muszą sprzedawać instrumentów. Oni mają robić $. I robią. Bez złudzenia romantyzmu sklepu muzycznego. Co więcej - sam jako doradca klienta szybko pozbyłem się złudzeń, że moja praca będzie jakkolwiek związana z muzyką. Przyjęcie dostawy, magazynowanie, sprzątanie, plan sprzedażowy do wykonania, remanent do policzenia, gówniarze do obsłużenia którzy nic nie kupią i wiesz to po 10 sekundach, ale wszystkie możliwe gitary i efekty podłączyć im trzeba(klient!) podczas kiedy kolega eleganckiej Pani właśnie robi raty na pianino za 10 tysięcy zlotych (a gówniarz nie zrozumie, że Ty za to, że poświęciłeś mu 3 godziny masz o****dol od kierownika bo nic nie sprzedałeś, a kolega od pianinka ma + % do wypłaty i wykonanego planu). A potem przychodzi jaśniepan po Ibaneza za 3k - prosze mi podłączyć do tego blackstara, ojej ale on niewyregulowany, a możesz mi zmienić struny w nim bo to się do gry nie nadaje, chyba pójde gdzieś indziej, a czemu nie wiesz jakie to jest drewno... Idź, bo i tak kupisz używany na sevenstringu, a ja nie mam czasu Ci tłumaczyć, że z wilgocią którą mam na salonie musiałbym w 50 gitarach zmieniać struny codziennie (poważnie, tak szybko korodowały), co jest niewykonalne. ALE wykonalne być musi to, że codziennie zmienia się ceny na połowie produktów w salonie. Ręcznie. Wymagano od nas wiedzy na temat instrumentów- wiedzy, którą nabywać mieliśmy po godzinach we własnym zakresie, a uwierzcie mi, że po 10 niejednokrotnie godzinach słuchania o gitarach i patrzenia na nie, człowiek po powrocie do domu nie ma ochoty zgłębiać specyfikacji. Kolejny powód, dla którego sprzedawcy są niekompetentni - nikt ich nie szkoli, wiedzę mają zdobyć sami, ale nie mogą tego robić w pracy, bo nie mają czasu. A nikt o zdrowych zmysłach nie chce pracować w domu. Firmę interesuje wyłącznie wynik.
Instrumenty na hakach są nienastrojone, bo na to nie ma czasu. Mało tego - gdzieś na "górę" dotarły skargi klientów o tym, że biorą (sami...) gitarę do ręki a ona nie stroi. No i co? I Janusz jeden z drugim wydali rozporządzenie - będą kontrole, nic nas nie interesuje, wszystkie gitary mają stroić, co wy macie do roboty. NIKT w salonie nie chciał się tym zając bo a) strojenie klasyków to jest syzyfowa praca, nastroisz 20 i pierwszy już jest rozstrojony, bo wisza tuż przy drzwiach wejściowych i co 5 minut zmienia się tam temperatura... b) podczas tych czynności koledzy sprzedają, a delikwent który stroi te gitary nie zarabia i miesiąc skończy z mniejszą pensją c) część instrumentów wymaga regulacji totalnie od podstaw (corciki za 100zł z floydem itp) która trwa długo, a w salonach często nie ma nawet miejsca żeby się tym zająć... i tak mógłbym wymieniac jeszcze długo. W pewnym momencie całkiem serio zaczynasz mieć to w dupie, a często dochodzi do tego jeszcze kierownik, który kilka razy dziennie rzuca tekstem któremu daleko jest od kulturalnego i miłego :D
Wracając jeszcze do nieistniejącego Malko, w którym panowało chamstwo i wszyscy mieli w dupie - jakieś 2 miesiące temu byłem w warszawskiej Pasji. Sklep zatowarowany pięknie, wybór wszystkiego imponujący. Kupuję statyw pod 3 gitary, statyw mikrofonowy, statyw pod klawiaturę sterującą, 3 paczki strun, mikrofon pojemnościowy, kable... w międzyczasie do sklepu wchodzi Jacek Królik ("o dzień dobry, kawka, herbatka? lodzik? balonik? a może nasze nagie niewolnice rozwiną czerwony dywan i rozmasują stopy?") bo miał tam robić jakieś warsztaty. Mój paragon wyniósł ok. 1000zł. Płacę kartą, gratów przede mną troszkę leży (w ogóle 3 razy zmieniał się człowiek który mnie obsługiwał...bo oczywiście miał coś ważniejszego do zrobienia :D)... i słyszę: do widzenia. No, k****a, chwila moment. Może ktoś by mi to zapakował? "Nie mamy takich dużych reklamówek" (cudownie, już widzę co powiedziałby mój były kier z Riffu gdybym tak zagadał do klienta... - nie ma reklamówki? to się owija folią stretch czy czymkolwiek innym, z taśmy się robi rączkę tak żeby klient jakoś żeby chociaż doniósł do samochodu - whatewer, obsługa nie kończy się na podaniu sprzętu przez ladę i nara). Nie macie reklamówek - to może jakąś folie nie wiem, pożyczy mi Pan łaskawie albo taśmę, bo nawet nie jestem w stanie tego wynieść ze sklepu? "Proszę". Nie wierzyłem. Sprzedawca podał mi taśmę klejącą. 15 minut sam na środku sklepu owijałem taśmą statywy, dzięki Bogu miałem plecak do którego zmieściłem resztę rzeczy (tymczasem przy półbogu Króliku skacze chyba z 3 doradców). Byłem tam pierwszy i ostatni raz. Nie przypominam sobie, żeby chamy z Malko - mimo całej olewczości i tumiwisizmu - nie pomogły w spakowaniu sprzedanego za 1000zł towaru. A tutaj kładę 1000zł na ladzie... i sprzedawca podaje mi taśmę klejącą. W centrum Warszawy. Myślałem, że się tam przekręcę. Rozumiem, że jak położę 100 000zł i zażyczę sobie fortepian, to mam go sobie w*****lić na plecy i wyjść jak żółw ze sklepu. Za moje pieniądze kupili sobie antyreklamę w postaci tego, że opowiadam to w tej chwili przy każdej możliwej okazji - a wystarczyło poświęcić mi 3 minuty więcej.
« Ostatnia zmiana: 22 Gru, 2014, 09:40:31 wysłana przez kguitark »