Cóż, nie jest to może wybitne kino, ale jako taki "popołudniowiec" jak najbardziej się sprawdzi
Ja tam nie widzę jakiejś wielkiej żenady, w przeciwieństwie do np. filmu, na który się dłuuugo czaiłem i ostrzyłem sobie ząbki* I w końcu wygospodarowałem chwilę, siadłem i...
...i wyłączyłem po 40 minutach. Co jak na mnie jest w zasadzie niespotykane, bo nawet totalne gnioty oglądam zwykle do końca. Ostatni taki przypadek to był chyba "Ultraviolet" który mnie po prostu zanudził. Ale w tym przypadku poziom żenuła osiągnął stan jakiego nie zdzierżyłem. O czym mowa?
O "Dystrykcie 9". Chwalony, podziwiany, z naprawdę wysoką oceną na portalach. Początek jest niezły, nawet lepszy niż większość podobnych obrazów w stylu pseudo-dokumento-reportażu - np. nie ma chaosu jaki pojawia się w filmach Smarzowskiego. Sam pomysł też jest ciekawy, chociaż niespecjalnie nowy. Ale w momencie jak dochodzi do tego nachalne politykowanio-umoralnianie (tłamszona mniejszość kosmitów, wstrętni wojskowi, złe koncerny, poświęcenie jednostki dla dobra ogółu to niedopuszczalne zło i inne takie pierdolety), film w ciągu kilkunastu minut staje się absolutnie nieoglądalny. Dla mnie to chyba zawód roku. Szkoda
*
Spoiler