"Hannibal"
Polecam nie tylko fanom Lectera, zresztą zabrałem się za niego znając tylko "Milczenie owiec". Mikkelsen jest na pewno zupełnie innym Lecterem niż Hopkins (nie mówiąc już o Ullielu), a i serial jest inny niż filmy. Takie połączenie klimatu "Milczenia" ze scenami "Hannibala" - tego filmowego, z Julianne Moore, i szerokich, malarskich kadrów wyjętych z "Lśnienia" czy innych podobnych filmów.
Na pewno plusem jest właśnie kręcenie serialu - ujęcia kamer, tła, wystroje wnętrz. I przejścia między scenami - wolne przesunięcia kamery, a za chwilę bez ostrzeżenia szatkownica bo akcja mocno przyspiesza, niby jak u Tarantino ale nie jakóś bardziej wyrafinowanie... kurwa bredzę jak ci wszyscy pseudo-znawco-pożal-się-panie-recenzenci
Mikkelsen jest na plus (chociaż czasami za bardzo jedzie tą samą manierą co w "Casino Royale" czy innym "Starciu tytanów"), podobnie Fishburne czy swojsko brzmiąca Lara Jean Chorostecki jako Freddy Lounds. Jest też sporo świetnych gości - od Gillan Anderson (ważna wbrew pozorom postać) po nieco zapomnianą już Amandę Plummer.
Minusy - Dancy. Nie dość że jego postać jest po prostu słabo napisana (ta sama występuje przecież w filmowej wersji czyli "czrwonym Smoku" grana przez Nortona, i tam jest sporo bardziej przekonywująca), to jeszcze Dancy gra go tak jakby miał permanentne zatwardzenie. Słabawa jest też muzyka, takie kakofoniczne "dżingle" sprawdzały się w produkcjach typu "Lost" ale nie w takim klimacie. Nieco mniej mogłoby być też ekranowej makabry - wiem wiem, to nie jest serial o owczarku detektywie, ale trochę za dużo tu dosłowności. No i finał niestety rozczarowuje...
Niemniej - na pewno do obejrzenia, akurat na popołudnia po pracy
jak nas szef wkurwił i szukamy pomysłu jak mu się odwdzięczyć