Dla mnie sample, "sterylne brzmienie", smerf-edycja, czy nagrywanie po ślimaczemu to jedynie techniki, które mają sprawić, że nośnik dla moich kompozycji i aranżacji będzie jak najmniej przeszkadzający w odsłuchu. Czyli, że: będzie równo, czysto i bez hałasu słyszeć, com nawymyślał i to jest dla mnie najważniejsze.
Problemem jest natomiast, jeśli w ten sposób (na tak przetworzonym "nośniku" jakim jest "idealna" produkcja) przekazuje się muzykę nieciekawą i prostą, jak to robi zdecydowana większość zespołów ostatnimi czasy.
No, w pełni się zgadzam. To wszystko to są tylko narzędzia dla producenta. I każdy taki producent sobie zrobi jak zechce. Jedni robią na sterylnie a inni lubią brud. A wy sobie będziecie słuchać czego chcecie...
Czyli wniosek z tego taki - jak Ci sie brzmienie muzy nie podoba i wszystko już gdzieś słyszałeś, to bierz kurwa instrument do ręki, wymyśl i nagraj coś, co Ci sie spodoba i pokaż to innym.
A potem zbieraj hejty, że brzmi chujowo i już ktoś gdzieś to słyszał.