Eeee tam. Granie w gry przeżywałem jak miałem kilkanaście lat. Teraz nie mam ŻODNEGO ciśnienia na to czy przejdę, czy nie i czy uda mi się to szybciej niż bratu...
Wracam do domu i potrzebuję sie odmóżdżyć, to odpalam właśnie stare strzelanki. Co jak co ale sianie rozpierdolu i rozkurwianie zombiaków granatami zza rogu zajebiście mnie odpręża a przy tym mam pewność, że mózg się nie zmęczy, system nie wyłączy mi się, powodując nieplanowane jebnięcie w kimę w opakowaniu.
Przy tym jak mi nie idzie, to olewam to na jakiś czas, zamiast siedzieć po nocach aż przejdę. Podobnie staram się podchodzić do grania, bo spinanie się przy tym zawsze kończyło się blokadą w umyśle i zniechęceniem a nie progresem.