Co do przykładu Zalefa, to jestem skłonny uwierzyć, bo być może właśnie nagrał wiocholskie gitary, nigdy nie wiadomo. Po drugie przetestowałem mądrości producętów i radiotów na własnej skórze. Mechanizm działa tak: nagrywasz przez 2 tygodnie kawałek, obsrywasz się miksujesz, masterujesz, kasujesz, jeszcze raz nagrywasz i w końcu masz swoje arcydzieło. Idziesz do pana z radia i on mówi tak: "No, coś w tym jest, tylko ta zagrywka w 2:11, tragedia jakaś no!" To oznacza, że trzeba wyrzucić najlepszą zagrywkę, żeby on mógł powiedzieć potem na jakimś bankiecie: "Wróbel przyszedł z kawałkiem swoim. Syf i wiocha, ale go uratowałem, bo kazałem wyrzucić zagrywkę i teraz proszę, nawet można posłuchać". Nagle pan jest ojcem sukcesu i bohaterem ratującym nienajgorsze kawałki przed chujowymi grajkami. I o to chodzi.
A po drugie - w zasadzie czego chcesz, żeby techniczny deathmetal leciał w eremef o 13.30?