Posłucham wnikliwie, bo akurat tu będę niebezpiecznie blisko obiektywizmu.) Jak powiedział, tak zrobił. Nie odmawiając załodze talentu i/do ładnych dźwięków - muszę zgodzić się z dokładne wszystkimi narzekaniami powyżej. A nawet - mimo Waszych wysublimowanych aluzji
- z moim imiennikiem z Metal Hammera. Gdyby rock progresywny rodził się dziś - to mógłby tak wyglądać. Tyle, że on jest już starą dupą, więc udawanie dziewicy tylko śmieszy. Owszem, jest jeden progres (nazwa zobowiązuje!) w stosunku do tamtych czasów: tolerancja. Bo teraz w co drugiej kapeli jest na wokalu miejsce dla pedała
. Wszystko się niebezpiecznie po-bulb-owało. Tyle ogółem. A sam Tesseract: ktoś mógłby wziąć ich na stronę, po koleżeńsku powiedzieć: nie musicie już tak na siłę włączać tych przyciszonych przesterów. It's OK to be gay!
Dużo więcej by zarobili grając same te czyste nuty (nawet z tym wokalistą, który wdycha hel, albo autotune). Może nawet za rok, przy dzisiejszym przyspieszeniu wszystkiego, by zagrali pod Słupskiem na Festiwalu Legend Rocka* (w końcu już szesnastolatkowie z Kanady mają biografie). A mnie by nie zawracali dupy, że są metalowcami.
Spoiler