Wkurwia mnie że kilka miesięcy temu wpierdoliłem się w trudną do określenia "pętlę czasową".
Po różnych perypetiach z brakiem pracy, kasy, z kobietami - doszedłem do wniosku, że aktualna stabilizacja ma większość plusów. Widzę zmiany bardziej w skali mikro i tym się cieszę - moja porada...
To, że tygodnie pękają jak bańki - już mnie nie rusza. Czasem, owszem, czuję się jak zamknięty w jakiejś paranoicznej sztuce teatralnej. Ale wyznaczam sobie kolejne cele i to mnie jakoś utrzymuje. Wkurwia natomiast, że to "lepiej" ciągle jest w przyszłości - niby bliskiej, ale mam wrażenie, że gonię tęczę. Ło.