mie ostatnio nieziemsko wkurwia, że rzadko na kim można rzeczywiście polegać.
coraz więcej kumpli, ostatnio nawet przyjaciele ( a takowych w życiu poza laską znalazłem do tej pory dwóch ) potrafią odpierdalać akcje na zasadzie "umawiamy się tak i tak. zadzwonię/zadzwoń chwilę przed żeby ustawić się szczegółowo" i wtedy tą chwilę przed dzwonię, albo oczekuję telefonu/smsa/wiadomości i albo zastaję sekretarkę, albo czekam w nieskończoność na odzew, oczywiście bez skutku. żadnego nawet kurwa smsa z wiadomością "nie dam jednak rady, sorry"/"NIE!"/"cokolwiek", tylko pełna olewka. dany delikwent najczęściej zmienia sobie plany, idzie gdzie indziej, wyłącza komórkę/dzwonki i leje na mnie ciepłym moczem. i jak tu kurwa brać ludzi na poważnie?
oczywiście nie chodzi tu tylko o spotkania - wszelakie prośby, przysługi itp sprawy działają w ten sam sposób.
i dosłownie KAŻDY ( poza laską i jednym takim znajomym, co jest po prostu miły ) ostatnio mi to robi.
osobiście potrafię się zesrać, byleby tylko dotrzymać planów, albo chociażby powiadomić osobnika, że wypadło mi coś ważnego na co najmniej kilka godzin przed. to ze mną jest coś nie tak...? bo już kurwa nie rozumiem.