Forum Sevenstring.pl
Inne => Off topic => Wątek zaczęty przez: FlyingV w 26 Kwi, 2013, 18:38:56
-
Joł,
Czas opuścić Polandię, bo mnie tu uj strzeli. Mam trochę pytań odnośnie Danii/Norwegii.
-
Z tego, co słyszałem, to w Danii ostatnio robią się niechętni wobec nowych imigrantów, oraz też nazbyt mnożących się osiedlonych na stałe imigrantów; i te nastroje są na tyle poważne, że jest duże prawdopodobieństwo ich legislacyjnego odzwierciedlenia.
Ale to taka trochę plota, więc możliwe, że pierdolę farmazony.
-
W Danii od zawsze byli niechetni i homogeniczni, ale po ostatnich akcjach jak z ta choinka to jak kojarze wyszli z Schengen i teraz bez gadania wypierdalaja tych niegrzecznych jak ostatnio tego Somalijczyka co zgwalcil swoja corke :D. Ogolnie sens jest chyba tylko tam jechac jak naprawde masz wyzsze wyksztalcenie i to niezle (lekarz, inzynier etc.).
Do Norwegii duza czesc mojej rodziny wlasnie sie przeprowadza, wiec moge sie wypowiedziec - uwazaja ze emigranci sa potrzebni, ale nie w nadmiernych ilosciach. Dopoki nie gadasz, ze jestes Polakiem to naprawde niezle Cie tam traktuja (ale to jak wszedzie :D) - i tak pono lepiej, niz byc Pakistanczykiem. Z praca juz nie jest tak latwo jak kiedys, ze dostawales prace na sam start a prawa wobec emigrantow troche zaostrzyli (musisz pracowac na bialo 5 a nie 3 miesiace, zeby dostac socjal itd) ale wciaz idzie sie zalapac. Jezeli znasz norweski to jestes przed 70% innych imigrantow i raczej z praca nie powinno byc w ogole problemow.
Ogolnie polecalbym Ci sie jeszcze wglebic w temat Finlandii - naprawde ladny i stabilny kraj. A z Szwecji to juz kazdy nawet na samej polnocy sie smieje.
-
Czemu ze Szwecji się śmieją?
I czy prawda, że w Norwegii imigranci na dzień dobry mogą chodzić na finansowane przez państwo kursy tych dwóch standardowych dialektów (ponoć język tam między miastami potrafi się bardziej różnić, niż te ich standardowe warianty, a Szwedzki)?
-
Jesli chcesz juz sie wyprowadzic z PL to w danym momencie Norwegia najbardziej. Sa bardziej przychylni na to ze nie znasz ich ojczystego jezyka wystarczy anglik. W Szwecji wymagaja z jezykiem ojczystym juz (co raz czesciej takie oferty sie widuje, anglik to za malo).
Czemu jeszcze Norwegia ? Najwieksze place tam sa w europie jesli Ciebie to interesuje :) Dodatkowo jesli nikogo nie masz tam, to polecam zrobic manewr taki, abys znalazl sobie prace przez agencje pracy w polsce, a pozniej jak tam juz bedziesz szukac na wlasna reke. Tylko zlota zasada, zloty srodek NIE IDZ DO PRACY DO POLAKOW ! Czemu unikac pracy u naszych rodakow ? Bo po prostu nie zaplaca Ci kasy tyle ile powinni, moj znajomy byl i jeden mu krewi 50 000 zł malo co ? Teraz sprawe w sadzie.
Jesli juz to norwegia badz jak pisze kolega finlandia, ale i finach nic mi nie wiadomo.
Pozdro !
-
O Finlandii wiem tyle, że ich język nie jest indoeuropejski i w zależności od językoznawcy potrafią z nim wyróżniać od chyba 14 do chyba 17 przypadków :D
No i że nauczyciel to tam jeden z najbardziej prestiżowych zawodów, ale jak czytałem dlaczego, to z moim polskim przygotowaniem zawodowym nie jestem pewien, czy bym się tam nadawał na taką posadę. :(
-
Czemu ze Szwecji się śmieją?
I czy prawda, że w Norwegii imigranci na dzień dobry mogą chodzić na finansowane przez państwo kursy tych dwóch standardowych dialektów (ponoć język tam między miastami potrafi się bardziej różnić, niż te ich standardowe warianty, a Szwedzki)?
Jak z opowiesci slyszalem - po prostu zawsze byli "dziwni". A teraz jak wprowadzili multikulti i dajwersiti, to przeciez Helsinki maja najwyzszy odsetek gwaltow ze wszystkich stolic Europy :D. No i ogolnie kraj coraz bardziej jest rozpierdalany przez te swolocz, ktora nasprowadzali. Norwegia tez zaczyna miec ten problem od kiedy sprowadzili zwierzeta i przez bycie politycznie poprawnymi nawet nie maja jaj ich deportowac (+ rzadzi tam ultralewacka partia od przeszlo 8-10 lat, wiec wszystko sie naklada).
A co do Norwegii to prawda - nie wiem jak to jest dokładnie, ale wiem, ze siostra bedzie w ten sposob nostryfikowala swoj dyplom z SWPS. Tylko, ze najpierw prace na bialo musial tam dostac jej maz. O pracy u polaczkow potwierdzam - ambasada polska dymala szwagra luką w prawie - otrzymywal wyplate na prawach polskich a nie norweskich, wiec praktycznie byla to praca na czarno w Norwegii. Co do plac to tez prawda - tylko ze kolega nie wspomnial ze sa jednym z najdrozszych krajow jezeli chodzi o koszty zycia, wiec wszystko sie wyrownuje (ale i tak jest lepiej niz w Polsce).
Z finskim jest ten problem, ze samych koniugacji jest 14 a dla porownania 7 w polskim.
-
Nie myl koniugacji z przypadkami. Koniugacji mamy, jeśli dobrze pamiętam, 18 ;) w zależności od rodzaju gramatycznego (płci), morfologicznej budowy słowa (końcówki), oraz semantycznych drobnostek typu żywotność/nieżywotność, lub pochodzenie (zapożyczenia) itp. Mogłem pomylić się o jedną lub dwie. No i jeszcze wiele z nich ma swoje wewnętrzne warianty.
Nie wiem ile jest koniugacji w fińskim, ale z tego, co słyszałem, to w zależności od podejścia nalicza się od 14 do 17 przypadków (część z nich w praktyce wyszła z użycia poza językiem literackim, bądź można klasyfikować jako warianty jednego przypadka).
ED: Kurwa, teraz sam pojebałem deklinacje i koniugacje :facepalm: Ale z tego, co widzę na szybkiej wiki, to koniugacji też mamy... 11 w różnych wariantach, co się sumuje do... 18 :D a deklinacji 17.
-
Zgodze sie, ze Norwegia jest droga, ale bierzmy pod uwage fakt ze tez tam sie inaczej zarabia niz u nas.
I nie popelniajcie najwiekszego bledu jakim jest przeliczanie waluty ! Musicie porownac ceny z danego kraju z najlepiej najnizszymi zarobkami jakie sa mozliwe, bo wtedy bedziecie wiedziec czego mozecie sie spodziewac.
Zanim gdziekolwiek ruszy sie tylek warto sobie poczytac o danym kraju, jakie sa podatki itp. Dowiedziec sie od kogos ile miesiecznie badz tygodniowo kosztuje zycie, oraz ile srednio wydasz na rachunki przy wynajeciu mieszkania (nie kazdy wlasciciel wpisuje w cene wynajmu kwote z rachunkami). Sporo trzeba pogrzebac, rozgrzebac i sprawdzic sobie, aby nie dac sie wydymac.
Ja sporo na ten temat szukam informacji, gdyz sam chce wyprowadzic sie z polszy, jak na razie jestem udupiony zdrowotnie oraz finansowo wiec tutaj musze jeszcze siedziec, ale nie marnuje czasu i dowiaduje sie wszystkiego co mozliwe. Akurat nie planuje Norwegii, bo mysle na sam poczatek o UK badz NL jako start. Moze jeszcze Szwecja, bo mam tam wujaszka, a przy okazji sobie obywatelstwo zmienie na Szwedzkie biorac pod uwage ze sie tam urodzilem to mi troche bedzie latwiej.
Ale to tylko przystanki przed glownym miejscem gdzie chce zyc, ktorego jak na razie nie zdradze, bo nie chce zapeszac :)
Krotko mowiac, najpierw informacje i uzbieraj kase w przypadku Norwegii to ok. 10 000zł jesli nie bedziesz jechac przez agencje pracy. Czemu az tyle ? Po to abys mial zaplecze finansowe gdyby cos sie nie udalo !
Pozdros
-
UK ostatnio chyba sie skiepscilo (spadli z AAA do AA). Na Twoim miejscu robilbym obywatelstwo szwedzkie tak szybko jak sie da. Wtedy mozesz migrowac jak chcesz miedzy krajami skandynawskimi wliczajac Wyspy Owcze i Islandię (bardzo ciekawe opcje tak w ogole ;)).
-
W UK teraz co chwila tną socjal i utrudniają do niego dostęp z oczywistych powodów, ale i tak jest on dla przeciętnego Polaka czymś niewyobrażalnym nawet w jego obecnej formie (do niedawna wręcz można było np. od państwa dostać mieszkanie i jeszcze wybrzydzać, teraz już chyba trzeba od razu się decydować bez wybrzydzania).
Sam myślę, aby przez rok wyjechać i spróbować życia w UK, Rosji, albo jakimś kraju skandynawskim, z czego Rosja raczej jako przystanek, co by podszkolić sobie język i mieć też co do CV wpisać.
-
No mam ten plus ze sie tam urodzilem, ale tak na prawde malo to teraz daje, prawie nic :) Aby miec obywatelstwo to musze tam pojechac i przynajmniej rok mieszkac i wtedy moge sie starac :)
A co do socjala w UK, jest to prawda zmienilo sie, a moge tylko myslec, ze spora wina jest tutaj naszych rodakow, ktorzy wlasnie zaczeli wybrzydzac i za bardzo sie panoszyc :)
Tak czy inaczej warto i tak pojechac za granice i wpisac wlasnie cos w CV, ze sie gdzies pracowalo, bo pozniej latwiej :)
Pozdro
-
Ja też wypierdalam za granicę, na stałe. Wybory mam dwa - UK albo Szwecja.
Przykro to mówić, ale na bieżącą chwilę Polska to jest zwyczajnie tonący okręt, który zatopi wkrótce wszystkie szczury na pokładzie...
-
Az jak najbardziej sie z Toba zgodze.
Nie zapomne jak nasz rzad mowil ze zmniejszylo sie bezrobocie o iles %, bo sa nowe miejsca pracy :D Tylko w polsce bezrobocie sie zmniejszylo, gdyz ten % ludzi wyjechal z kraju :D
Tylko trzeba jedna rzecz zapamietac... Wiekszosc z tych co wyjechala do UK i innych krain europy to "buraki" ktore rozprzestrzeniaja zle zdanie o nas, a Ci co chca normalnie zyc sa postrzegani przez ich pryzmat. Przynajmniej ja to tak widze.
-
Dziękuję wam za pomoc. 2.5 roku pracuję jako nauczyciel angielskiego w podstawówce. Nie da się z tego zawodu wyżyć jak się nie ma dyplomowanego i wysługi lat, dlatego chcę wyjechać. Więcej zarabiam z korepetycji niż ze szkoły ale mimo wszystko nie mogę się wyprowadzić od matki, wziąć kredytu bo pracę mam nie pewną.
Wyjeżdzam z kolegą. Być może będzie nas jeszcze o jednego-dwu chłopa więcej. Jakby ktoś się chciał dołączyć to są sloty. Mi tam obojętnie ilu nas będzie. Wydaje mi (może błędnie), że im większa grupka tym taniej będzie coś wynająć.
Kierunek to Norwegia. Wyjazd - nie wcześniej jak lipiec.
-
2.5 roku pracuję jako nauczyciel angielskiego w podstawówce. Nie da się z tego zawodu wyżyć jak się nie ma dyplomowanego i wysługi lat, dlatego chcę wyjechać. Więcej zarabiam z korepetycji niż ze szkoły ale mimo wszystko nie mogę się wyprowadzić od matki, wziąć kredytu bo pracę mam nie pewną.
Boli.
-
A żebyś wiedział jak wkurwia.
-
Współboli, bo tym miesiącu kończę staż :D
Póki studiuję to nie znajdę lepszego zatrudnienia (~20zł/h na pół etatu i przy odrobinie samozaparcia daje pogodzić z dziennymi studiami, choć nie jest łatwo), ale jak skończę studia to nie wiem co zrobię, dożywotniej kariery raczej nie planuję.
Tylko martwi mnie z czym mogę się pokazać w takim UK po filologii? Stąd też myślałem o np. roku w Rosji w ramach jakiegoś AIESEC byle przeżyć i podlevelować język, wtedy w UK z dwoma najliczniejszymi w liczbie native speakerów słowiańskimi językami już chyba miałbym lepiej.
-
Zaraz pół kraju wypierdoli. Ja z żonką też planujemy ucieczkę z tego tonącego wraku. Ona nie może tu w Polsce usiedzieć, a mi trochę szkoda opuszczać ten piękny kraj. Jakoś nie widzę siebie w UK, ale życia w Polszy też nie widzę.
-
To dawajcie zbierzemy grupę i sio do Norwegii :D
-
Może podbij do tego użytkownika
http://forum.sevenstring.pl/profile/?u=3842 (http://forum.sevenstring.pl/profile/?u=3842)
-
Ja sie nikomu nie dziwie, ze ludzie wywalaja z kraju. Wiem jak jest, a szczegolnie teraz gdzie po prawie dwoch latach bezrobocia mam prace, za ktora ledwo mnie stac po oplatach na jakiekolwiek rzeczy. Nie mowiac nic o zachciankach na ktore juz mnie w ogole nie stac.
Chopie :) Piszesz ze piekny kraj, ja niestety nie moge sie zgodzic z Toba :) Jedyne co moje oczy widza, to pijakow, chamstwo i debili bez jakiejkolwiek kultury osobistej. Tak dla mnie wyglada Polska...
A jesli Ci chodzi o fakt geologiczny to wole skandynawie :D
Pozdro !
-
A ja lubię polski język i chyba tak naprawdę tego by mi było najbardziej szkoda, jakoś tak dziwnie mi na myśl, że wszyscy wokół mówią po obcemu. Ale to pewnie kwestia przywyknięcia...
-
Dzisiaj sobie przejechałem ścieżką rowerową nad jeziorem i pomyślałem że to piękny kraj.
Dokładnie ta trasa Elk promenade/ Ełk timelapse (http://www.youtube.com/watch?v=6O1LJP-oGyQ#ws)
-
No dobrze, ale czy piękny krajobraz wykarmi Twoje dzieci?
Jestem zły, że muszę zaczynać wszystko od początku w obcym kraju. Jestem Polakiem i tu jest moje miejsce. W głębi serca chcę tu zostać, Ale niestety, daliśmy się zniewolić politykom i nie zanosi się aby role się odwróciły.
-
(https://forum.sevenstring.pl/proxy.php?request=http%3A%2F%2Fi1.kwejk.pl%2Fsite_media%2Fobrazki%2F119284-dlaczego-mickiewicz-nie-wrocil-do-kraju.jpeg&hash=41a436f94bbb07d0f33ed63250e781dea5be0b46)
-
Autor tematu dobrze kombinuje. Sam za jakiś czas biorę moją :love: i spadamy stąd. Najwyżej będe grał siedmiostrunowy blackmetal.
-
Autor tematu dobrze kombinuje. Sam za jakiś czas biorę moją :love: i spadamy stąd. Najwyżej będe grał siedmiostrunowy blackmetal.
Ja też już myślę o przekwalifikowaniu się :D
-
Ja nie mam obecnie na czym grac :/ Ale moze kiedys jak wyjade i sie dorobie to kupie to co chce.
-
Ja nie mam obecnie na czym grac :/ Ale moze kiedys jak wyjade i sie dorobie to kupie to co chce.
Kupię Ci jakiegoś paździerza :D
-
Haha :D Gdybym chcial jakies gowno to bym se kupil cos za 500zł :P A tak to chce kociaka kupic :)
-
(https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/163512_540721242633803_1807653688_n.jpg)
-
Mieszkałem i pracowałem przez kilka lat w Danii , mam tam zresztą połowę rodziny , a pierwsza rzecz o której się przekonałem na własnej skórze , to fakt że tam się dupą motylków nie łapie . Niby wszystko było ok ,niezłe zarobki , inni ludzie , ceny bardziej przystępne (chociaż Kopenhaga to jedno z najdroższych miast w Europie) było prawie jak w bajce. Tylko co z tego , skoro to nie była moja bajka . No ale jak człowiek ma te osiemnaście lat to wszystko wydaję mu się prostsze . Dlatego każdy powinien się przekonać na własnej skórze . Niektórzy potrafią żyć na obczyźnie i posługiwać się językiem który nigdy nie będzie ich językiem naturalnym . A inni przekonają się że kasa to nie wszystko .
-
Niektórzy potrafią żyć na obczyźnie i posługiwać się językiem który nigdy nie będzie ich językiem naturalnym .
Właśnie tego chyba najbardziej się obawiam, bo choć np. zupełnie swobodnie się posługuję angielskim, to jednak użycie go wymaga minimalnie więcej wysiłku intelektualnego, niż posługiwanie się polskim. I się zastanawiam, czy z czasem by mi się to przestawiło, czy też by mnie to zaczęło męczyć...
-
Echh wykasowalem sobie posty :/
Ok powiem tak.
Ludzie szukaja lepszego bytu, bo tutaj tego po prostu nie widza. osoby myslace, ze za granica bedzie latwo i kasa sama przyjdzie sa w bledzie i raczej nikt z nas - osob ktore chca wyjechac - tak do tego nie podchodza.
Ja nie planuje wracac do Polski, wole zostac za naszymi granicami i borykac sie tam z problemami niz tutaj. Czlowiek w UE za najnizsza stawke jest w stanie zyc w polsce moze przezyje... Ceny mamy jak w UE, ciezko zeby bylo inaczej, a pensje sami wiemy jaka.
Dzis widzialem sie z moim znajomym ktory niedawno wrocil z Belgii bo byl tam na szkoleniach i powiedzial mi jedno. Najwiecej osob bezdomnych na dworcach to Polacy. I tu nakresla mi sie jedno co wiele razy slyszalem. Rodzinka np klasy sredniej w polsce, ma sie dobrze zyje, moze sobie pozwolic na jakies zachcianki itp itd. Jak wyjada za granice licza kazda monete, bo w UE staja sie klasa biedna... Tak to wyglada niestety.
Co do uzywania jezyka obcego, to to jest kwestia przyzwyczajenia sie i tyle. Po jakims czasie zaczynasz myslec w tym jezyku i nie ma sie najmniejszych problemow.
Pozdro !
-
Język to pół biedy , po jakimś czasie będziesz liczył w innym języku , pisał itd . Duży problem to mentalność , podam wam przykład który może was rozśmieszy , ale mi dał dużo do myślenia . Kiedyś wieczorem stałem przed pewnym luksusowym sklepem spożywczym i czekałem na brata ,był wieczór i wiał dosyć silny wiatr . Wiadomo że w Danii jest mnóstwo rowerów i kilkadziesiąt stało pod tym sklepem . Nagle jeden się wyjebał i wywrócił kilka innych . Oczywiście odszedłem na bok (pomyślałem idę bo będzie na mnie ) :) Nagle z drugiej strony idzie koleś , miał wszystko co trzeba żeby go Polskie mohery łącznie z księdzem zabiły za sam wygląd czyli dredy ,tatuaże ,kolczyki etc . Nagle ten gość ściąga słuchawki i zaczyna ustawiać te rowery , skończył i sobie poszedł . Jakoś tak przykro mi się zrobiło ,bo przecież ja nie jestem jakimś draniem i też bym je poustawiał . No ale niestety górę wzięła Polska mentalność , bo w Polsce jak bym wychodził ze sklepu i bym zobaczył że ktoś trzyma mój rower to bym mu profilaktycznie koszem na śmieci zajebał . Dla tego Duńczyka to było zupełnie naturalne postawił rowery i poszedł . Wtedy zrozumiałem jaka przepaść nas dzieli . Może to śmieszne , ale mętalnie oni są w innej galaktyce ,nieskurwił ich socjalizm ,a ich demokracja trwa dwieście lat dłużej . Zrozumiałem że to nie jest mój świat , jestem tylko obserwatorem .
-
No wiesz jest to smieszne, ale prawdziwe :) Smieszne jest tylko to, ze nasz kraj taki nie jest jak sam to zauwazyles :P
Powiem tez tak, wlasnie z tej pojebanej polskiej mentalnosci chce uciec ! Chce zyc w kraju gdzie ludzie sa "normalni" (chodzi wlasnie o mentalnosc) gdzie nie ma takiego czegos jak u nas.
I nie ukrywam, ze dziwie sie ze wrociles tutaj :D
-
Ten temat niebezpiecznie skręcił w kierunku "czemu przyszło mi żyć w chujowym kraju".
Panowie.
W Kongo czy w innych afrykańskich państewkach murzyny się nie zastanawiają, czy będą mieć problem z mentalnością. Wypierdalają do zachodniej Europy, płodzą dzieci, dostają obywatelstwo i żyją z socjala (generalizując). Jeśli oni potrafią, to Wy tymbardziej. :)
Zwłaszcza, że jeśli się wam nie spodoba, to sobie wrócicie do pięknego, post-socjalistycznego kraju, w którym żyje się i tak lepiej niż w Białorusi czy Ukrainie. ;)
-
A wyjezdzajcie wszyscy. Więcej miejsca dla dla innych w Polsce będzie.
-
Chłopaki, nie pierdolta.
Więcej miejsca? Nie będzie więcej miejsca bo zwalą się Ukraińcy i Białorusini a do z wioski się przeniosą do miast.
Ludzie chcą godnie żyć, to co się dziwicie kolesiowi, który chce spierdalać? Mam teraz dwa bliskie przykłady; pierwszy, to Szpital Bródnowski, jeden z większych w Warszawie. Na gastrologii nie pracuje ANI JEDEN lekarz koło 40-tki. Powód banalny. Ci, którzy mieli jakąś wiedzę wyjechali zarabiać kasę do Szwecji, Norwegii, Irlandii etc bo tam za dwa dyżury w tygodniu mają to samo albo i więcej niż tutaj mieli pracując po 80 - 100 godzin tygodniowo. Pracują więc dzieciaki na stażu + dwóch profesorów po 70-tce, którym już się nie chciało wyjeżdżać.
Drugi to moja siostra, która wyjechała do Holandii 3 lata temu. Jest supervisorem sprzątaczek w hotelu, wcześniej przez dwa lata sama sprzątała pokoje. Jej facet nosi walizki w tym hotelu. I po 2 latach kupili własne mieszkanie. Na kredyt, ok. ALE KURWA WŁASNE. Wcześniej pracowali oboje w PL, zarabiali po 2,5 3 tys zł na ryj i nie mieli zdolności kredytowej. Teraz zarabiają po 1100€, czyli bez szału,a i tak stać ich na kredyt, wakacja na Majorce i normalne piwo po pracy. Ja, z doświadczeniem 20 lat w reklamie i Poligrafii nie mogłem wyjść przez ostatnie 10 lat poza barierę 1500 zł miesięcznie. Teraz zarabiam trochę więcej, ale po podliczeniu PITu wyszło, że 1200 mies. Fakt, komp, gitary i struny kupiłem na firmę i to jedyny plus. Moja kobieta jako kierownik-korposuka ma pod sobą 108 osób. I dostaje 2,5 tys na rękę. To chyba trochę level inny niż sprzątaczka czy walizkowy, nie? A zarabia prawie o połowę mniej przy cenie za litr paliwa, czy za butlę coli takiej samej jak w UE. Więc kurwa nie gadajcie że w Afryce mają gorzej. Nie żyjemy w Afryce tylko w jebanej Europie.
-
No dobrze, ale czy piękny krajobraz wykarmi Twoje dzieci?
Jestem zły, że muszę zaczynać wszystko od początku w obcym kraju. Jestem Polakiem i tu jest moje miejsce. W głębi serca chcę tu zostać, Ale niestety, daliśmy się zniewolić politykom i nie zanosi się aby role się odwróciły.
No nie wykarmi, ale na szczęście, albo raczej niestety nie mam dzieci, bo z żoną wiemy, że nie możemy sobie na to pozwolić z uwagi na sytuację materialną.
Ostatnio zagadałem z kierasem o podwyżkach. Nie tak oficjalnie że domagam się większej stawki, tylko tak na luzaka go zagadnąłem. Powiedział że większe stawki dostają pracownicy, którzy mają rodziny z dziećmi na utrzymaniu. Ja mu na to że nie mam dzieci, bo właśnie mało zarabiam i tłukę się po wynajmowanych mieszkaniach. On na to że tak każdy pracownik może powiedzieć, ale podwyżki z tego tytułu nikt nie może podnieść.
-
Yony wlasnie dobrze gada i podkresla to co ja mowilem. Na niskiej pensji za granica wyzyjesz i stac cie na zycie i na cos, w polsce jest jeden wielki chuj.
Chopie co do Twojej sytuacji to nic innego nie polecam jak ucieczka z kraju, bo sam pisales ze piekny kraj itd, ale jak powtarzamy dzieci nie wykarmi. Tutaj raczej teraz na szczescie ze nie masz dziecka, bo Ciebie nie stac po prostu i jak 1/2 polakow. Tylko popatrz sie z tej strony jeszcze, ze chcesz miec dziecko, ale za co je utrzymasz ? Zrobisz dzieciaka i pojdzesz do kiera i da Ci podwyzke 100 , 200 zl BRUTTO ? To jest kpina i tyle.
Ja tez nie mam dzieciakow jeszcze, ale wlasnie przez to ze nie mam za co ich utrzymac... Zarabiam 1000 +/- 100 zalezy od miesiaca, moja kobita tyle samo. Za co mam utrzymac dodatkowa gebe do wykarmienia ?
Kazdy powie zmien prace, ale co z tego ze idziesz skladasz CV wysylasz, chodzisz na rozmowy jak Ci przyjedzie wlasnie taki ze wsi do miasta i on krzyknie 1200 a ja 1500, 1800 to kogo firma wezmie ? Takie sa realia jednym sie udaje innym nie, dlatego Ci "inni" szukaja przyszlosci gdzie indziej.
Lothar nie martw sie wiecej miejsca sie nie zrobi, tak jak Yony pisal - my wyjedziemy, a ktos w nasze miejsce przyjedzie.
Pozdro !
-
nieskurwił ich socjalizm
Nie myl odpowiedzialnego socjalizmu (jak np. w UK, czy Szwecji), który jest konsekwencją okresu skurwysyństwa i wyzysku w iście korwinowskim kapitalizmie, z tym gównem, co było u nas, gdzie Lenin odrzucił jeden z fundamentów Marksizmu - komunizm można wprowadzać w kraju, który jest bogaty, a nie tam, gdzie jest bieda. Szkoda, że teraz imigrantom w UK brak tej odpowiedzialności i to kwestia czasu, nim przez nadużywanie systemu sprowadzą tamtejszy socjal do tego, co było u nas (bo nawet jeśli część z nich zdąży dojrzeć do odpowiedzialnego używania systemu, to kolejni imigranci dalej będą go topić) :(
Myślę, że na tę odmienną mentalność łatwiej by mi było się przestawić, niż na język (choć wiadomo, że ileś tam lat by ze mnie polactwo wyłaziło w pewnych sytuacjach).
-
Yony dobrze gada, polac mu. Ja wyjechalem kilka lat temu i nie zaluje nic a nic. W PL pracowalem w "budzetowce", robota stala i pewna w zasadzie do emerytury ale kurwa za murzyna robilem a i placili takie smieszne pieniadze, ze szok. Po zrobieniu magistra, poprosilem o podwyzke, to mi laskawie dali 20PLN brutto! W UK za to zawsze mnie jak czlowieka traktowali, czy to na poczatku w chujowych pracach gdziekolwiek sie trafily, czy jak teraz w IT.
Serio, polecam kazdemu zobaczyc, co to znaczy zyc i nie martwic sie o wyplate, nie wkurwiac na zus i skarbowke... wlasnie sobie uswiadomilem, ze ostatnio w skarbowce bylem ponad 4 lata temu, a PITa wypelnialem jeszcze w PL. No a za tydzien drugie wakacje w tym roku, tym razem Majorka. Na jesieni Kanary a w miedzyczasie moze Portugalia a ja wcale nie zarabiam duzo a i jeszcze w mega drogim miescie mieszkam...
-
Yony dobrze gada, polac mu. Ja wyjechalem kilka lat temu i nie zaluje nic a nic. W PL pracowalem w "budzetowce", robota stala i pewna w zasadzie do emerytury ale kurwa za murzyna robilem a i placili takie smieszne pieniadze, ze szok. Po zrobieniu magistra, poprosilem o podwyzke, to mi laskawie dali 20PLN brutto! W UK za to zawsze mnie jak czlowieka traktowali, czy to na poczatku w chujowych pracach gdziekolwiek sie trafily, czy jak teraz w IT.
Serio, polecam kazdemu zobaczyc, co to znaczy zyc i nie martwic sie o wyplate, nie wkurwiac na zus i skarbowke... wlasnie sobie uswiadomilem, ze ostatnio w skarbowce bylem ponad 4 lata temu, a PITa wypelnialem jeszcze w PL. No a za tydzien drugie wakacje w tym roku, tym razem Majorka. Na jesieni Kanary a w miedzyczasie moze Portugalia a ja wcale nie zarabiam duzo a i jeszcze w mega drogim miescie mieszkam...
Namówiłeś...
-
Tylko jezyka sie uczcie mlodziezy, bo na poziomie "jes, no, fak, biir" to poza poziom magazynu/kateringu nie wyskoczycie (niezaleznie od kraju). I wcale nie znaczy, zeby mowic idealnie, jak lokalsi. Nie musi byc idealnie ale pewien poziom powinien byc. Wtedy to i na akcent zwracac uwagi nie beda.
-
Mat wydaje mi sie ze tacy z takim anglijskim wyjechali na poczatku :P A tak na prawde to masz racje, jezyk podstawa, ja niestety musze sobie go przypomniec, gdyz nie uzywalem go dlugo i teraz od roku najwyzej cos tam porozumiewam sie mailowo itp.
Fly my jak cos w kontakcie.
-
Nie no sądzę, że kończąc magisterkę z filologii z moim angielskim nie jest tak źle ;) wiadomo, że daleko mu do perfekcji względem nativów, no ale. Chodziło mi raczej o sam fakt bycia otoczonym obcym językiem 24/7, jak wcześniej o to srałem. No i najbardziej martwi mnie brak żadnego przydatnego fachu w rękach, żebym chociaż kurwa technikum zamiast liceum skończył...
-
Sulkis czasem nasze szkoly gowno daja za granica :/ Po prostu nie sa brane pod uwage :/ Dlatego ja chce wyjechac i w danym miejscu skonczyc szkole zawodowa. Wiem gdzie , ale nie wiem czy tam bede i jeszcze co bede chcial skonczyc :)
-
Może z takimi typowo zawodowo-technicznymi jest inaczej.
Jak byłem 5 lat temu z Policealnym Studium Fototechnicznym w W-wie (normalna państwowa szkoła) to kończyło się to egzaminem teoretycznym i praktycznym. Uzyskiwało się tytuł fototechnika wraz z takim certyfikatem który uprawniał do używania tego tytułu na terenie całej UE.
-
Sylkis, jest jeszcze sprawa jezyka, ktorego ucza w naszych szkolach i jezyka, ktorego uzywaja w UK/USA/NZ/RPA itd. Ja zdaje sie umialem duzo, zanim wyjechalem, chuja to jednak dalo, skoro pierwszego dnia murzyna w makdonadzie nie moglem zrozumiec :) Teraz to luz, tylko ze szkockim akcentem mam dalej problemy, chyba nigdy go nie zrozumiem.
Mlodysatan - zajebista opcja jest studiowac gdzies za granica. Zeby tak mozna bylo, jak ja studiowalem, ech. A teraz wybierac, przebierac. Chocby taki Londyn, mnostwo uczelni, super wyposazone. Ostatnio gralem koncert w Imperial College London, kurcze maja nawet swoj bar, rozglosnie radiowa, sale prob, studio nagran. Zyc, nie umierac.
-
Dokladnie. A juz inaczjej jest brana szkola z np takiego Londynu niz z Warszawy...
Niestety, Polska nadal jest daleko w tyle i dlugo tak bedzie.
Pozdrawiam :)
-
Po prawdzie w trochę dalszej perspektywie czasu(5 lat), ale też się noszę z zamiarem opuszczenia kraju(na rzecz najprawdopodobniej Islandii). Stwierdziłem, że studia do magisterki zrobię już tutaj, a potem wyjadę na doktoranckie i już zostanę(chociaż jeśli przjedzie mi zapał do phd, to i tak pewnie wyjadę).
Prawda jest taka, że nie ma sensu się katować. Wiem, że niemalejące(a wręcz rosnące) wpływy kościoła w kraju i towarzyszące temu absurdy byłyby dla mnie nie do zniesienia.
Ten kraj umiera, ziemia jęczy w agonii i nie wydaje się, aby była dobra droga ratunku. Wyjechać i opłakać ten kraj, jako zmarły, to najrozsądniejsze rozwiązanie.
-
Sylkis, jest jeszcze sprawa jezyka, ktorego ucza w naszych szkolach i jezyka, ktorego uzywaja w UK/USA/NZ/RPA itd. Ja zdaje sie umialem duzo, zanim wyjechalem, chuja to jednak dalo, skoro pierwszego dnia murzyna w makdonadzie nie moglem zrozumiec :) Teraz to luz, tylko ze szkockim akcentem mam dalej problemy, chyba nigdy go nie zrozumiem.
O ile ktoś nie napierdala w Scots, który de facto jest osobnym językiem (jak np. śląski to jest osobny od polskiego język, tylko politycy nie chcą go uznać takowym), to nie mam problemów ze zrozumieniem brytyjskich dialektów akurat ;) Nawet nam się zdarzają wykładowcy z np. irlandzkim akcentem i jest spoko. A tam, gdzie mam braki (w co to nie wątpię, że mam), myślę, że względnie szybko nadrobię - w końcu kurwa na filo eng z językoznawstwa robię magisterkę, więc minimum uzdolnienia w tym kierunku posiadam, skoro daję radę. Sam staram się gadać w Estuary English (na a ile mi to wychodzi na podstawie czytania o nim i osłuchiwania się oglądając seriale i wywiady, to już pewnie inna kwestia) i na pewno "trochę" musiałbym to doszlifować na miejscu, co do tego to się nie łudzę. Ale mimo to czuję się raczej pewny siebie, że o ile nie spotkam jakiegoś hardkorowego cockneya, to go zrozumiem - ale to i bardziej nie wymowy (no chyba, że jednak to co pokazują w np. Misfitsach to banał względem rzeczywistości, ale rozumiem ich bez problemu bez napisów), a użytych slangowych wyrażeń bym się bał... a te no to kwestia czasu i będzie spoko. A że w szkołach ich nie uczą? No sory, w szkołach się nie powinno się uczyć lansiarskiego języka, który za 5 lat już będzie uśmieszek politowania na twarzy wywoływać... ;) nie wspominając, że będzie przydatny w jednym miejscu na świecie, a tzw. szkolny angielski jest teoretycznie międzynarodowy (a przynajmniej jest punktem wyjścia takowegoż).
-
Czyli krótko:
Panowie, opuszczamy ten lokal.
-
A z ludzi, którzy są na miejscu w UK - jak wygląda sprawa z ew. kursami na (prze)kwalifikowanie się? Czy np. gdybym przyjechał tam z papierem, że w Polsce jestem nauczycielem angielskiego i rosyjskiego, to mógłbym na miejscu sobie pierdolnąć jakiś państwowy kurs (nawet na tę pożyczkę jak na studia) przekwalifikowujący mnie na uczenie angoli polskiego i rosyjskiego? Czy musiałbym już tutaj kombinować na własną rękę jakoś?
-
To chyba raczej na miejscu bys musial sam osobiscie sie dowiadywac w urzedach w UK. Watpie ze przez jakiegos posrednika uda Ci sie cos takeigo zalatwic.
Warto abys np wyjechal w tygodniu do londynu i wtedy sie przejsc do urzedu pracy w UK i sie dowiedziec :) Moze Mat Ci pomoze i przenocuje :P
Pozdro !
-
Nie mam zamiaru się bawić w żadnych polskich pośredników ;)
Choćbym miał jakiś czas pod chmurką żyć wolę samodzielnie się ogarnąć i byc self-made man, niźli niewolniczyć jakimś kutasom, nie po to wypierdalałbym z kraju w końcu :D
Z resztą to i tak perspektywa za rok-dwa lata dopiero (wpierw chcę ukończyć magisterkę, no i ew. ten AIESEC, gdyby się udało).
-
Moja znajoma pracuje w angielskiej szkole jako nauczycielka. Da sie aczkolwiek szczegolow nie znam.
-
Mi w kraju było źle więc sprzedałem graty, spakowałem się i poleciałem w pizdu do irlandii :P Jestem już tu równo rok i nie żałuję decyzji. Zostało we mnie jednak sporo "polskości" i bardzo chciałbym wrócić już do swojego miasta i do rodziny jednak wiem, że jak już wrócę to czar pryśnie i znowu będę "biednym polaczkiem", który musi pracować pół roku na to co niegdyś potrafił na luzie zarobić w miesiąc w irlandii...
-
Dorzucę do pieca tak a propos wcześniejszej dyskusji.
Film p.t. "Czy mamy wszyscy wyjechać?"
http://www.liveleak.com/view?i=31d_1370128296 (http://www.liveleak.com/view?i=31d_1370128296)
-
A mnie trochę dziwi to wszystko, co piszecie.
Przegląd nisko płatnych prac zrobiła w ciągu ostatnich 3 lat moja siostra, która parała się różnych prac żeby opłacić studia. Generalnie to najgorzej zarabiała w Empiku i składając kable, bo wychodziło to jakieś 1.4k zł na rękę miesięcznie. Ale to były prace, gdzie zatrudniali ludzi jak leci i nie trzeba było mieć kwalifikacji ani wykształcenia. W innym miejscu solidnie ją przemaglowali na rozmowie kwalifikacyjnej(z wiedzy praktycznej) i jako doradca klienta w sklepie ogrodniczym mogła liczyć na jakieś 1.7k miesięcznie.
Mnie natomiast w tym kraju bolą drobni przedsiębiorcy. Pracowałem w różnych małych firmach i zawsze było podobnie: taki właściciel(i inne osoby decyzyjne) niekoniecznie znał się na rzeczy, ale potrafił "robić pieniądze". W efekcie cała firma wychodziła mniej więcej na zero oferując dosyć chujowe usługi, a jedyne osoby, które w niej znały się na rzeczy tyrały jak dzikie za niskie pieniądze.
-
Kup i spłać dom za 1.4k miesięcznie i jeszcze go utrzymuj i siebie dodatkowo + potencjalnie jeszcze dzieciaka. Ale tak, aby to nie było na styk życie od wypłaty do wypłaty, gdzie najdrobniejszy nieplanowany wydatek oznacza "zaciskanie pasa" do praktycznie głodówki.
-
Ale to były prace, gdzie zatrudniali ludzi jak leci i nie trzeba było mieć kwalifikacji ani wykształcenia.
Kup i spłać dom za 1.4k miesięcznie i jeszcze go utrzymuj i siebie dodatkowo + potencjalnie jeszcze dzieciaka. Ale tak, aby to nie było na styk życie od wypłaty do wypłaty, gdzie najdrobniejszy nieplanowany wydatek oznacza "zaciskanie pasa" do praktycznie głodówki.
-
Tadeo przeglądnij sobie oferty dla inżynierów w tej chwili. Wymagania kosmos a jak już się dobijesz do pułapu 2k netto to myślisz że jesteś z narodu wybranego...
-
nie trzeba było mieć kwalifikacji ani wykształcenia.
Aha, bo jeśli ich nie masz, to masz żyć na ulicy lub na czymś garnuszku przez całe życie? Sorry, nie każdy jest po studiach i z wieloletnim stażem w konkretnym zawodzie, nawet mająć już -dzieści lat. Z różnych powodów, nie zawsze musi to być kwestia tego, że ktoś jest życiową sierotą.
-
Czytam ten wątek i prawdę mówiąc trochę daliście mi do myślenia. Tzn niby wszystko wiem, ale zawsze barierą były dla mnie studia, które teoretycznie mi się na nic nie przydadzą za granicą. Ale zważywszy na to co aktualnie robię, to może nie jest tak, że jestem skazany na polski kurwidołek... Rozeznam temat chyba. Bo mnie słabi ten kraj coraz częściej.
-
Tadeo przeglądnij sobie oferty dla inżynierów w tej chwili. Wymagania kosmos a jak już się dobijesz do pułapu 2k netto to myślisz że jesteś z narodu wybranego...
Akurat ostatnio przeglądałem bo szukałem pracy, a jestem inżynierem. W mojej branży akurat wymagania nazwałbym rozsądnymi.
Aha, bo jeśli ich nie masz, to masz żyć na ulicy lub na czymś garnuszku przez całe życie?
Nie, tylko masz je zdobyć. Moja siostra np. wie, jakie kwiaty należy dobrać do ogródka zimowego i już to wystarczyło jej, żeby mieć pracę płatną na poziomie 1.7k zł bez wyższego wykształcenia.
Dziwi mnie to, że każdy wpadnie na to, żeby emigrować, a prawie nikt nie pomyśli o tym, żeby się doszkolić. W takim podejściem gdzie by się nie pojechało, pozostanie się pariasem.
-
Łatwo powiedziec z tym doszkalaniem, bo aby móc sobie na nie pozwolić też trzeba mieć na to czas i środki, niestety. Wiem do czego zmierzasz - tymczasowo zacisnąć zęby przeboleć i stopniowo piąć się w górę. No da się, ogromna część ludu w naszym kraju jest do tego zmuszona do tego i większości się to udaje. Ale nie zawsze to jest takie łatwie i oczywiste jak się o tym mówi, zwłaszcza ze po wielu latach tego "pięcia się do góry" osiągnie się puap który powinien być wyjściowym bez jakiś szczególnych kwalifikacji. To, co u nas celem do osiągnięcia na zachodzie jest punktem wyjściowym, serio.
Sam nie mam pojęcia co bym miał robić za granicą i jechałbym z nastawieniem, ze "coś-tam" sobą prezentuję (językoznawstwo) i chciałbym się przekwalifikować na coś powiązanego z tym, co mam, ale pasującego do lokalnego zapotrzebowania na rynku. I jakoś jak myślę o UK i ich systemie i sytuacji ekonomicznej w której nawet sprzątaczki stać na WŁASNE mieszkanie w szeregowcu z ogórkiem, dwa samochody i regularne wakacje w różnych częściach świata (znam taki przypadek), to no kurwa ale jednak mam wrażenie, że o wiele łatwiej tam przebrnąć przez ten okres zaciśniętych zębów.
-
Tylko że będąc pariasem za granicą stać Cię na więcej niż w Polsce po tych doszkoleniach, kursach i nawet z doświadczeniem.
-
Info z pierwszej ręki , bo od mojego ojca, czyli historia sad but true.Jakoś z 2lata temu zwolniło mu się parę wakatów w firmie , poszło ogłoszenie : ponad 3k na łapę na start w małej mieścinie, opcja służbowego mieszkania po kosztach rachunków,telefon plus auto służbowe i całkiem fajne perspektywy rozwoju w branży i rosnące zarobki.Ojciec stwierdził trzeba dać szansę młodym bo się szybko uczą ,przyjął studentów bez żadnego wykształcenia , wyszkolił etc. Przez dwa lata kilkanaście osób się przewinęło,i albo byli zwalniali bo się opierdalali albo odchodzili bo za ciężko bo u konkurencji lżej i wolą sobie zarabiać te 1.5k na miecha. I niestety prawda jest taka,że w Polsce do zarabiania dużych pieniędzy każdy się pcha,tylko to się jednak wiąże z ciężką pracą i tu jest pies pogrzebany.Jestem Polakiem mi się należy! No kurwa. Patrzę po starszych znajomych trochę, i ludzie którzy byli ogarnięci, pozapierdalali trochę na bezpłatnych (albo prawie bezpłatnych) stażach , działali aktywnie na różnych frontach,uczyli się języków, mają teraz fajne posady za bardzo fajne pieniądze (4-6k). Czyli da się u nas godnie zarabiać i godnie żyć, trzeba tylko chcieć i włożyć w to trochę wysiłku.
-
George zgodze sie z Toba, sam jak pracowalem to ludzie chcieli a sie opierdalali, bo po co jak ktos za nich to zrobi, ale podwyzki i premie to pierwsi lapy wystawiali.
Nikt ladnie napisal w polsce inzynier zarabia tyle co nic !
Ja nie mam wyzszego wyksztalcenia i zarabialem 2k teraz mam az 1k na reke bo wolalem miec tyle niz nic... Aby zarabiac 4-6 k to albo masz znajomosci albo szczescie a takie szczescie nie trafia sie czesto.
Co do stazy, praktyk... Ja tutaj powiem dwie kwestie. Staze i praktyki sa bardzo dobre i powinny byc zawsze, ale powinny byc platne, a nie darmowe. Platne nawet te 50% normalnej stawki normalnego pracownika. Czemu tak ? Firmy przyjmujace na staz biora takich studencikow na darmowe praktyki i maja zajety wakat, po jakims czasie ty konczysz robote u nich, a oni biora nowego. I co tu sie dzieje ? Nie dosc ze firma ma darmowego "murzyna" ktory zapierdziela, to jeszcze podatkow nie odprowadza i zwieksza badz zostawia na tym samym procencie bezrobocie.
Gdyby tak kazda firma placila pensje takim studentom nawet 50% ten stawki co normalny ma to by nie bylo tej naszej kochanej dziury budzetowej i pewnie by zatrudniali tez normalnych ludzi bezrobotnych, a nie kombinowali ze studentami i darmowym stazem. Tak przynajmniej ja to widze.
I tu taka ciekawostka dla was.
Czy wiecie , ze w Norwegii żebrać może TYLKO NORWEG ! I żebrać może tylko z własnej nieprzymuszonej woli, bo jak nie ma to Państwo mu da kasę !
Nie patrzmy sie tutaj na razie na socjal o ktorym wspomnialem, ale spojrzec z innej strony.
Ile w polsce jest takiego czegos jak"Rumunska PanDa" ? Teraz wyobrazcie sobie jak wprowadzamy taki punkt w ustawie i jak sie zmniejszy to gowno w polsce.
Pozdro !
P.S.
Co do socjalu. To tutaj sprawa wyglada tak, ze Norwegow badz tam ludzi zameldowanych czy jak to liczyc jest ok. 10mln w Polsce ok.40mln wiec socjalu ja nie biore ich pod uwage, bo widac roznice i dlatego tak u nich jest, a nie inaczej.
-
Dziwi mnie to, że każdy wpadnie na to, żeby emigrować, a prawie nikt nie pomyśli o tym, żeby się doszkolić. W takim podejściem gdzie by się nie pojechało, pozostanie się pariasem.
Pierdolenie o szopenie.
Skończyłem Elektrotechnikę która w chwili obecnej jest w zajebistej niszy przy bardzo dużym zapotrzebowaniu na rynku (zmiany na kolei i w energetyce). Mało osób kończy, a jeśli już to lądują w handlu lub wyjeżdżają. Stara kadra nie nadąża zupełnie za potrzebami rynku a nie dopuszcza młodych bo to przecież konkurencja.
Na zachodzie kończę studia i dyplom mgr inż. pozwala mi na prowadzenie robót elektrycznych oraz projektowanie instalacji, wszystko w pełnym zakresie.
W Polsce jeszcze kilkadziesiąt lat temu wystarczył tytuł technika, odbębnienie 4lat praktyki w zakładzie pracy i jeden egzamin po czym otrzymywało się uprawnienia w pełnym zakresie do wykonawstwa i projektowania elektryki i teletechniki.
W chwili obecnej żeby zdobyć takie same uprawnienia jak mój ojciec lub kolega zza zachodniej granicy muszę ukończyć mgr inż. z elektrotechniki czyli min. 5 lat, następnie 2 lata studiów uzupełniających z telekomuny, potem 2 lata na budowie i 2 lata przy projektowaniu instalacji elektrycznych, zdać egzamin na uprawnienia elektryczne, a potem znów 2 lata na budowie i 2 w biurze projektowym i kolejny egzamin na uprawnienia teletechniczne.
Łącznie 7 lat studiów + 8 lat praktyki + 2 egzaminy które do najtańszych nie należą.
W tym czasie, czyli do uzyskania uprawnień zarobki na poziomie 1,5-1,8k PLN w biurach i ok 2,0-3,5k PLN na budowach. Wszędzie wymagana pełna dyspozycyjność, brak nadgodzin (czytaj nielimitowany czas pracy).
I to nie tylko przykład z mojego podwórka.
Moja dziewczyna po budownictwie które przecież wszędzie trąbią w mediach ma ogromne zapotrzebowanie na młodą kadrę, przez 7 miesięcy szukała pracy mając już doświadczenie. Inny znajomy przez ponad rok szukał pracy bo sobie powiedział że z dwuletnim doświadczeniem nie będzie pracował za 2,0k netto (nie utrzyma się po prostu za to we Wrocławiu pracując na wyjazdach).
W dużych miastach zdarzają się sytuacje gdzie aplikanci np. radcowscy musza płacić za możliwość odbywania aplikacji!
Więc pytam za co mam się w tym czasie utrzymywać? Jak długo Twoim zdaniem w Polsce trzeba się „dokształcać” żeby być pełnoprawnym robolem za średnią krajową?
Info z pierwszej ręki , bo od mojego ojca, czyli historia sad but true.Jakoś z 2lata temu zwolniło mu się parę wakatów w firmie , poszło ogłoszenie : ponad 3k na łapę na start w małej mieścinie, opcja służbowego mieszkania po kosztach rachunków,telefon plus auto służbowe i całkiem fajne perspektywy rozwoju w branży i rosnące zarobki.Ojciec stwierdził trzeba dać szansę młodym bo się szybko uczą ,przyjął studentów bez żadnego wykształcenia , wyszkolił etc. Przez dwa lata kilkanaście osób się przewinęło,i albo byli zwalniali bo się opierdalali albo odchodzili bo za ciężko bo u konkurencji lżej i wolą sobie zarabiać te 1.5k na miecha. I niestety prawda jest taka,że w Polsce do zarabiania dużych pieniędzy każdy się pcha,tylko to się jednak wiąże z ciężką pracą i tu jest pies pogrzebany.Jestem Polakiem mi się należy! No kurwa. Patrzę po starszych znajomych trochę, i ludzie którzy byli ogarnięci, pozapierdalali trochę na bezpłatnych (albo prawie bezpłatnych) stażach , działali aktywnie na różnych frontach,uczyli się języków, mają teraz fajne posady za bardzo fajne pieniądze (4-6k). Czyli da się u nas godnie zarabiać i godnie żyć, trzeba tylko chcieć i włożyć w to trochę wysiłku.
Też pitolisz. Co to są Twoim zdaniem duże pieniądze ? 3k netto? To mniej niż sprzątaczka w Niemczech. Telefon i auto służbowe to narzędzia pracy a nie przywilej pracowniczy, nikt łaski nie robi że to daje do dyspozycji. Ludzie się przewijają bo sytuacja w Polsce jest tak niestabilna że nie istnieje pojęcie lojalności wobec firm. Jeśli o 200zł podwyżki trzeba na kolanach chodzić do szefa lub siedzieć po 14 godzin dziennie żeby się wykazać to czemu Cię dziwi że ludzie uciekają za parę złotych lub tam gdzie mają choć odrobinę spokoju gdzie indziej.
Zaraz pewnie usłyszę argument że Polscy pracownicy są mniej wydajni. A gówno prawda. Na zachodzie wszystko robi się odpowiednimi narzędziami a w Polsce jakby pracodawca mógł to być Ci kazał gołymi rękami kopać żeby tylko zaoszczędzić. Ostatnio robiłem modernizację linii produkcyjnej dla Toshiby i wszyscy tam widzą że w Polsce daleko do niewolnictwa nie brakuje. Wydajność? Znajomy przenosił linię produkcyjną z UK do Wrocławia. W UK wytwarzali z tego co mówił 500 sztuk telewizorów na zmianie. W Polsce tę samą linię obsługuje 10% mniej ludzi a wykonują 1200 telewizorów… Wystarczyło im puścić bajkę o słabej wydajności Polaków i dać zarobić 1/5 tego co brytolowi.
-
Też pitolisz. Co to są Twoim zdaniem duże pieniądze ? 3k netto? To mniej niż sprzątaczka w Niemczech. Telefon i auto służbowe to narzędzia pracy a nie przywilej pracowniczy, nikt łaski nie robi że to daje do dyspozycji. Ludzie się przewijają bo sytuacja w Polsce jest tak niestabilna że nie istnieje pojęcie lojalności wobec firm. Jeśli o 200zł podwyżki trzeba na kolanach chodzić do szefa lub siedzieć po 14 godzin dziennie żeby się wykazać to czemu Cię dziwi że ludzie uciekają za parę złotych lub tam gdzie mają choć odrobinę spokoju gdzie indziej.
Dla kogoś kto dopiero skończył uczelnie i poza teorią nie potrafi kompletnie nic ,w dodatku po uniwerku przyrodniczym ( po którym znaleźć pracę to masakra) w małej miejscowości (niskie koszty życia) ze służbowym mieszkaniem te 3k z hakiem na łapę na okres próbny to zajebista opcja (no chyba ,że ze mną jest coś nie tak :D ) . I nie jest to praca po 14h, tylko normalna 8h (aczkolwiek dosyć wymagające 8h). Piję do tego ,że spora część polskich studentów to francuskie pieski ,którzy o pracy nie mają pojęcia,i najchętniej by chcieli kasę na ładny uśmiech dostawać.
Oczywiście nie uogólniam i nie generalizuję , bo zdaję sobie sprawę jak wygląda nasz rynek pracy i jak wielu ludzi ma problem ze znalezieniem roboty.Podałem ten przykład po prostu dlatego aby pokazać ,że są też przypadki gdzie praca jest i to nie najgorsza, ale dla niektórych i tak lepiej jest narzekać i wychodzić z założenia ,że jak mi nie dadzą 6k na łapę to ja pracować nie bedę , lepiej być bezrobotnym albo opierdalać się za 1.5k i pluć żółcią na wszystkich dookoła,że mi tak źle i niedobrze.Ot co.
-
I widzisz tutaj pojawia się coś o czym na zachodzie dawno się połapali zwłaszcza w dużych korpo a w Polsce się za parę lat obudzą ale będzie już za późno.
Ściśle określona ścieżka kariery i przeświadczenie że nauczyć spełniać potrzeby pracodawcy potrafi tylko sam pracodawca a nie uczelnia i milion bezwartościowych państwowych szkoleń.
Staż->Praktyka->Praca
U nas pracodawca wrzuca ogłoszenie i oczekuje min 2 letniego doświadczenia... każdy. To jak je ludzie mają zdobyć? Zaczynają ściemniać i koło się zamyka. Pracodawca ściemnia z wymaganiami i sztucznie je zawyża, a przyszły pracownik ściemnia i sztucznie zawyża swoje kompetencje.
Zamiast od podstaw wykształcić sobie pracownika pod swoje potrzeby.
Proste rozwiązania są najtrudniejsze.
-
Dla kogoś kto dopiero skończył uczelnie i poza teorią nie potrafi kompletnie nic
Jak są pierdołami to nie potrafią nic. Wychodząc z założenia, że po studiach się coś umie to trzeba mieć nieźle namieszane w głowie.
Wiem po sobie, że polegając tylko na wiedzy i praktyce zdobytej na studiach to można zostać kolejnym bezrobotnym w szeregach urzędu pracy. Sam musiałem nauczyć się porządnej obsługi takiego AutoCAD'a by podołać w aktualnej pracy, mimo, że jestem studentem mechaniki i budowy maszyn ze specjalizacją komputerowe wsparcie inżynieryjne, a i tak wiem, że czeka mnie wydanie wielu polskich złotówek na szkolenia by być chociaż na poziomie średniego projektanta.
-
Zamiast od podstaw wykształcić sobie pracownika pod swoje potrzeby.
Proste rozwiązania są najtrudniejsze.
Widzisz ten aspekt moim zdaniem ma jeszcze ciekawszą stronę. Otóż gro pracodawców tak po prawdzie nie wie jakiego pracownika potrzebuje. Nie mówię tu o korpo z zachodnim kapitałem i bardzo silnymi HRami bo tam przeważnie jest nieźle, a o firmach z polską tradycją.
Zaczyna być moda na nowoczesne narzędzia zarządzania BSC, strategie rozwoju personelu, ścieżki kariery, okresowe rozmowy ewaluacyjne. Wszystko super. Tylko generalnie z mojego doświadczenia wygląda to tak, że wdraża się młotek i potem sprawdza jak się nim wkręca śruby... zatracając przy okazji prawdziwy sens istnienia młotka :)
Stąd potem takie zachowania, nie wiem jakiego chce to muszę mieć "najlepszego".
-
I widzisz tutaj pojawia się coś o czym na zachodzie dawno się połapali zwłaszcza w dużych korpo a w Polsce się za parę lat obudzą ale będzie już za późno.
Ściśle określona ścieżka kariery i przeświadczenie że nauczyć spełniać potrzeby pracodawcy potrafi tylko sam pracodawca a nie uczelnia i milion bezwartościowych państwowych szkoleń.
Staż->Praktyka->Praca
I tu trafiłeś w sedno.Ojciec też wyszedł z tego założenia,i dlatego brał świeżych studentów z zamiarem wyszkolenia ,tylko jak widać większość z nich chyba po prostu minęło się z powołaniem .Dopiero jakoś pół roku temu trafili się ludzie z pasją i zaangażowaniem i teraz wszyscy są zadowoleni.
Ogromnym problemem jest to ,że młodzi idą na studia , nie mając bladego pojęcia czy praca ,która ich po tym czeka w ogóle będzie im pasować. I to jest chore.
-
Pytasz ludzi którzy mają po 18 lat co chcą robić przez kolejne 50 i oczekujesz że będą wiedzieć? :)
Harv sporo racji.
-
Na zachodzie dosyć popularny jest tzw gap year, młodzi po liceum nie idą od razu na studia,tylko poświęcają rok albo i więcej na szukanie swojej ścieżki , zwiedzają trochę świata poznają ludzi z różnych kultur, imają się różnych prac, uczą się samodzielności i to zdaje egzamin.W Polsce takie coś jest nie do pomyślenia,mentalnie no i w większości przypadków finansowo nas na to nie stać.A potem wyrasta pokolenie sfrustrowanych ludzi.
-
Dziwi mnie to, że każdy wpadnie na to, żeby emigrować, a prawie nikt nie pomyśli o tym, żeby się doszkolić. W takim podejściem gdzie by się nie pojechało, pozostanie się pariasem.
Pierdolenie o szopenie.
W tym czasie, czyli do uzyskania uprawnień zarobki na poziomie 1,5-1,8k PLN w biurach i ok 2,0-3,5k PLN na budowach. Wszędzie wymagana pełna dyspozycyjność, brak nadgodzin (czytaj nielimitowany czas pracy).
Więc pytam za co mam się w tym czasie utrzymywać? Jak długo Twoim zdaniem w Polsce trzeba się „dokształcać” żeby być pełnoprawnym robolem za średnią krajową?
Mnie wystarczyło 2 lata w tak zwanym międzyczasie na studiach. Oczywiście na tym nie skończyłem.
A co do zarobków: trochę mnie dziwi to, co podajesz. Na pierwszych latach studiów pracowałem w firmie obsługującej technicznie stacje paliw i dostawałem 12zł/h na rękę. Tak samo miał mój kolega stamtąd, który dodatkowo jako że studiował elektrotechnikę to mógł się załapać na dofinansowane szkolenia, które pozwoliły mu (po uzyskaniu dyplomu) przeprowadzać kontrole na stacjach, z czego miał niezły bonus. Nikt z nas nie był jakimś wyjątkowym niewiadomo kim, a tak samo firma była raczej niewielka.
Współczuję ciężkich doświadczeń, ale wątpię, żeby były one regułą.
-
To nie ciężkie doświadczenia tylko realia.
W poprzedniej firmie bywało że miałem na budowie 20-30 ludzi pod sobą, 5 budów jednocześnie. Każdy z podległych mi pracowników fizycznych zarabiał moje wynagrodzenie x 2. Tak jest w wielu firmach w branży. Robol jest uważany za specjalistę a nadzór do czasu uzyskania uprawnień za tanią siłę roboczą która ma zastępować kierownika z uprawnieniami który w chwili obecnej służy jedynie do podpisywania papierów.
W urzędzie obserwuję podobną prawidłowość.
PS: 12zł/h to jest 2000netto. Serio uważasz że to dużo za ukończenie studiów i 2 lata doświadczenia i że taka perspektywa ma zatrzymywać ludzi w tym kraju? :facepalm:
-
O, o czym mówicie to jest powód, dla którego IMO powinna następować silna specjalizacja w edukacji już na poziomie szkoły średniej.
1) zlikwidowac dzisiejsze gimnazjum, które powinno się kończyć z wiedzą co najmniej na poziomie dawnej 8 klasy (jakoś kiedyś ludzie dawali radę, to czemu teraz POZWALA SIĘ IM stawać coraz głupszymi z roku na rok?)
2) wracając do modelu 8-letniej podstawówki można wydzielić gimnajzum na zasadzie wpierw te pierwsze 3 lata "nauczania początkowego" to podstawówka, a od 4 do 8 klasy jest gimnazjum (od razu naprawiłoby to też większośc problemów wychowawczych wynikłych ze zmiany środowiska w krytycznym wieku ok 13 roku życia)
3) po gimnazjum "mała matura" z prawdziwego zdarzenia jak kiedyś, a nie jakies zjebane testy kompetencji, których nie da się nie zdać
4) po gimnazjum albo od razu do pracy "bez kwalifikacji" jak na zachodzie, gdzie własnie pracodawca sobie kształtuje pracownika pod swoje potrzeby, albo takie opcje:
a) zawodówka, która de facto jest po prostu kursem zawodowym (wszelkich fryzjerów i inne takie), bez marnowania czasu na kursy do matury
b) technikum w stylu bardziej zachodnich koledży, które będzie nastawione na typowo techniczne "kierunki"; przygotowujące do matury i dające zawód
c) liceum, też koledżopodobne, w którym będą wszelkie "kierunki" nie nadające się do technikum (a nie jak teraz jakieś "mat-fizy" i "bio-chemy" wykastrowane z zawodu lub jakieś "ogólne", czy "humanistyczne" gówna) też przygotowujące do matury i dające jakiś zawód (choćby kurwa typu bilbiotekarstwo, które teraz nie rozumiem czemu wymaga ukończenia specjalnych kursów podyplomowych (!) )
*w każdym z przypadków obowiązkowe praktyki zawodowe takie, aby każdy już na swojej skórze poczuł w jaki zawód się pakuje i zweryfikował, czy go ten kierunek kręci, czy chce zmienić zdanie
**A, no i obecnie matura to bzdura. Powinno się przywrócić jej porządny poziom, jak kiedyś, gdy coś ona reprezentowała. Dodatkowo uważam, że jej kształt powinien wyglądac mniej-więcej tak:
- obowiązkowy polski podstawowy (myślę, że odpowiednio zmodyfikowany ustny egzamin będący obroną PISEMNEJ pracy maturalnej, podczas której trzeba się wykazać pewnymi umiejętnościami (typu argumentowanie, czy znajomość poprawnego języka) i wiedzą (odwołania kulturowe, nawiązania do literatury wykraczającej poza bilbiografię itp.) powinno styknąć, a "rozszerzony" polski upodobnić do dawnej pisemnej matury
- obowiązkowa matma podstawowa (nie umiem określić czym się podstawowa od rozszerzonej powinny różnić poza poziomem)
- obowiązkowy język obcy podstawowy (najlepiej też ustny, sprawdzający umiejętności komunikacyjne - pisemne sprawdzenie głębszej znajomości języka zostawić poziomowi rozszerzonemu)
- obowiązkowo co najmniej jeden dodatkowy przedmiot do wyboru, gdzie rozszerzone polski, matma i język liczą się jako osobne od ich podstawowych odpowiedników (możnaby im nawet inne nazwy wymyślić, co by nie było nieporozumień), oraz każdy przedmiot poza nimi występuje TYLKO w formie rozszerzonej, bo na chuj istnieją ich podstawowe warianty to ja nie wiem, bo uczelnie z prawdziwego zdarzenia i tak zawsze wymagają rozszerzonych wariantów, a tak to kupa ludzi bierze jakieś podstawowe WOSy lub geografie, "żeby coś było", co łatwo zaliczyć
5) licencjat który daje też zawsze dodatkowe uprawnienia zawodowe dla "poważniejszych" zawodów, których nie da się zdobyć w technikum bądź liceum, gdzie dla większości ludzi jest to już meta w kwestii edukacji, jak na zachodzie - a nie gówno jak u nas, po którym każdy chuj wie po co robi dalej magisterkę, bo tak naprawdę to teraz dalej mamy stary komunistyczny system szkolnictwa wyższego, tylko rozpierdolony tak, że stracił wszelkie swoje zalety (i nie przyjął żadnych zalet zachodniego systemu)
6) magisterka już tylko dla tych, co planują karierę NAUKOWĄ, jak na zachodzie, a nie że u nas każdy pracodawca do rozkładania w warzywniaku będzie niedługo doktoratu wymagał...
7) nie widzę potrzeby dla wyższych tytułów naukowych, niż doktorat - jakoś na zachodzie spokojnie sobie dają radę bez nich
Oczywiście każdy z etapów, który ma "dawać zawód" nie daje go dosłownie, tylko jakieś umiejętności i ew. uprawnienia z nim mniej lub bardziej powiązane (a przede wszystkim umiejętności ADAPTACJI i UCZENIA SIĘ praktycznych umiejętności - "umiejętnośc zdobywania umiejętności", a nie gromadzenia bezużyteczej wiedzy) bo "praktyczne studia" to mit (sytuacja na rynku się zbyt dynamicznie zmienia, aby uczelnie mogły przwidzieć i przygotować studentów do realiów rynku), a raczej powinny rozwijać człowieka jak na zachodzie, że jeśli ktoś ma tytuł to wiadomo, ze jest ogarnięty (gdzie u nas tytuł nic nie znaczy, bo da się go praktycznie kupić).
Ogólnie to założenie jest takie, aby jak najwcześniej rzucić człowieka na głęboką wodę, aby juz w wieku tych 16 lat miał okazję spróbować, że coś mu jednak nie pasuje. Chodzi mi o to, że podejście, aby jak najdłużej ciągnąć "ogólne" wykształcenie, bo taki "młody i głupi to jeszcze nie wie co go będzie kręcić i plany mu się jeszcze 10 razy zmienią" sprawia, że ludzie będąc pod 30 po raz pierwszy weryfikują, że poszli nie w tym kierunku, co trzeba było (o czym wcześniej sami pisaliście) - ale jest już niestety za późno na przekwalifikowanie się, bo tak jak było napisane - trzeba się z czegoś utrzymywac podczas "szkoleń". A tak, to im wcześniej się zacznie karierę zawodową, tym więcej ma się czasu na zmianę zdania i pójście w innym kierunku "od zera". Na zachodzie przeciętnie człowiek w życiu "przerabia" ze 3 zupełnie niezwiązane ze sobą zawody i jest to absolutnie normalne, u nas chuja mnóstwo z klapkami na oczach próbuje do końca brnąć w jedno i do końca życia wykonuje pracę, której nienawidzi (i przez to jest chujowym, niewydajnym, "roszczeniowym" pracownikiem). Poza tym taka wczesna specjalizacja połączona że wczensym startem kariery zawodowej będzie bdb współgrac z tym, o czym ciągle piszecie - że to pracodawca kształtuje pracownika na swoje potrzeby.
-
W sumie, sylkis, to się zgodzę, ale jest parę ale:
- Dlaczego według ciebie nie ma miejsca na klasy mat-fiz w liceach? Zauważ takie klasy przygotowują nie tylko do szeroko pojętych kierunków inżynieryjnych(do których w teorii powinno lepiej przygotować technikum), lecz również do całej gamy kierunków teoretycznych: matematyka czysta, fizyka matematyczna, kosmologia relatywistyczna, astronomia, astrofizyka, filozofia przyrody etc.
- Doktor to nie tytuł, a stopień właściwie. Najwyższym stopniem w Polsce jest doktor habilitowany(warto zwrócić uwagę na to, że habilitacja obecna jest również w niektórych zachodnich krajach np.: Niemczech, Francji, Szwecji). Za to adjunkt, profesor nadzwyczajny i belwederski są to tytuły i ogólnie funkcjonują one również na zachodzie. Wszystkie adjunct professor, assistent professor, untenured professor, tenured professor, professor emeritus idt...
-Biol-chemy w sumie też nie są najgorszym pomysłem akurat
-
- Dlaczego według ciebie nie ma miejsca na klasy mat-fiz w liceach? Zauważ takie klasy przygotowują nie tylko do szeroko pojętych kierunków inżynieryjnych(do których w teorii powinno lepiej przygotować technikum), lecz również do całej gamy kierunków teoretycznych: matematyka czysta, fizyka matematyczna, kosmologia relatywistyczna, astronomia, astrofizyka, filozofia przyrody etc.
(...)
-Biol-chemy w sumie też nie są najgorszym pomysłem akurat
Bo kończysz taki mat-fiz, czy bio-chem i nie masz absolutnie nic. A po kierunku dającym uprawnienia do jakiegoś zawodu tak samo możesz iść na któryś z tych typowo teoretycznych, abstrakcyjnych kierunków. Ale nie musisz. A po takim mat-fiz nie masz zbytnio wyboru... Chodzi mi o to, że nawet i niech istnieje taki bio-chem, czy mat-fiz, ale niech do niego dojdzie też jakiś kurs zawodowy. Z praktykami. Żeby można było na tym spokojnie poprzestać, jeśli komuś to styknie. I niech się to przeniesie do technikum: dobrze byłoby wprowadzić wyraźne rozgraniczenie między "ścisłym" technikum i "humanistycznym" liceum - bo jak wcześniej wspominałem, "ogólnokształcące" jest IMO bzdurą i ślepą uliczką prowadzącą do nikąd.
- Doktor to nie tytuł, a stopień właściwie. Najwyższym stopniem w Polsce jest doktor habilitowany(warto zwrócić uwagę na to, że habilitacja obecna jest również w niektórych zachodnich krajach np.: Niemczech, Francji, Szwecji). Za to adjunkt, profesor nadzwyczajny i belwederski są to tytuły i ogólnie funkcjonują one również na zachodzie. Wszystkie adjunct professor, assistent professor, untenured professor, tenured professor, professor emeritus idt...
Jak zwał tak zwał. W praktyce w Polsce to działa tak, że mamy magistra (bo licencjat/bakałarz to gówno), doktora, doktora habilitowanego (gdzie praktycznie każdy z nich jest "profesorem nadzwyczajnym", co nie ma absolutnie żadnego znaczenia) i profesora zwyczajnego. I na chuj to? A właśnie gdyby to rzeczywiście rozgraniczyć tak, że "profesor" będzie funkcją, jak na zachodzie, to by miało wtedy więcej sensu.
-
Orientuje się ktos jak wygląda życie w Finlandii? W Polsce coraz mniej mi się podoba, tam są ładne kobiety, lubię rajdy samochodowe, nie lubię upałów, no cholera nic tylko jechać na północ:) VAT wszędzie taki sam, zajmuję się podatkami, może akurat udałoby mi się podłapać pracę. Kto wie. Trzeba ambitnie podchodzić do życia.
-
Jak masz mozliwosc to polecam z calego serca. Zawsze przeciez mozesz wrocic, nie? A zobaczyc jak sie zyje w innym kraju a i jeszcze tam w zawodzie pracowac - bezcenne doswiadczenie.
-
Zawsze wykluczałem wyjazd, a teraz chyba to się zmieni... I nawet nie myślę w perspektywie roku, może zrobię z tego plan na trzy lata, żeby przykładowo w wielkiej czwórce popracować i mieć w CV coś co zrozumieją... Kurde, chciałbym spróbować.
-
Serio myślisz że jak popracujesz kilka lat w normalnym kraju to będziesz chciał tu wrócić? :D lolololo
-
Gdyby wszystko było OK to absolutnie nie widzę powodów, żeby wracać! Oczywiście pewnie łatwo się mówi, ale jak jechać to nie z założeniem powrotu;)
-
Życzcie nam szczęścia. MlodySatan + Ja lecimy 18 lipca do UK szukać szczęścia :)
Pozdro!
-
A gdzie dokladnie lecicie?
-
Zdrajcy narodu! :D
-
Oddajcie obywatelstwa!!!!!
:P
-
Mat bedziemy w Corby
Nikt przykra spara jest taka, ze ja bylem juz zmienic obywatelstwo ale mi nie przyznali go :( Jako ze wczesniej pisalem o tej szwecji, ze sie tam urodzile. To mnie nic nie daje, bo rodzinka na polaka zrobila wtedy i tera dupa :(
A chetnie bym zmienil obywatelstwo na Sverige :)
Pozdro !
-
Moja żonka dzisiaj obroniła licencjat. Jeszcze w czasie wakacji wylatuje do UK. Jak znajdzie pracę, to ja sprzedaję samochód, parę innych dupereli i dołączam do niej. Może jeszcze jakoś się tam pomieścimy.
-
Corby? Toz to straszne wypizdowo jest :) W sensie ani morza, ani gor czy miast. Jednak powodzenia zycze!
-
No jest to wypizdowek wielki, ale sporo roboty za to i ceny niskie :)
Jest to okolica przemyslowa i zawsze jakis poczatek lepszy. W razie co jeszcze chce do Bradford skoczyc bo tam tez sporo pracy jest :)
Pozdro !
-
Nie no na poczatek to warto jechac na albo gotowa robote albo tam, gdzie jest jej duzo. Z Bradford to bierz poprawke na to, ze to ciapakowo straszne jest, angoli tam nie uswiadczysz za bardzo.
-
Zobaczy sie co i jak :)
W West Yorkshire mam znajoma wiec tez mi ona troche pomaga na odlegloc :)
-
Znajomi rodziców mojej dziewczyny żyją chyba właśnie w Corby. Nie wiem czym się zajmuje ojciec rodzinki, ale matka jest pokojówką w ekskluzywnym hotelu. Stać ich na własny dom (DOM nie mieszkanie, tzn. no dobra mieszkanie, bo szeregowiec, ale z ogrodem i w ogóle wzgledem polskich warunków wyjebongo), dwa samochody itd...