Dobra - zakładając topik o symulatorach wywołałem burzę w szklance wody wsadzając przysłowiowy kij w mrowisko Wisły.
Coś neutralnego teraz.
Fasolka po bretońsku (na gałę po tym nie liczcie, laski nie lubią fasolki, chyba, że nie o laski chodzi)
Aby przygotować tę szlachetną potrawę, o której w Bretanii nigdy nie słyszano za chuja, należy poczekać do jesieni (czyli już można) oraz wziąć:
1. Dużą cebulę
2. "Długą" podwawelską (lub cuś podobnego w tej ilości, czyli 50-60 dkg)
4. 30-40 dkg boczku wędzonego
5. Kilogram "Jasia" (może być mały, średni, duży, łotewer)
6. 4 ząbki czosnku
7. Pieprz ziarnisty
9. Majeranek
10. Ziele angielskie
11. Liście laurowe
12. 2-3 słoiczki koncentratu pomidorowego, lub 3-4 puszki pomidorów "żywych".
13. 3-4 kostki bulionowe (4 max, jeśli ktos serio lubi "na słono". 2 też stykną.)
Jasia kupujemy w wersji "suchej" (należy go zamoczyć w wodzie na noc w sporym garnku - bardzo pęcznieje), lub "mokrej" - możemy go napierać od razu. Pani w sklepie powie kto on.
Bierzemy spory 4-5 litrowy garnek, do którego wlewamy 2 litry wody (będzie stuffu na kilka dni). Wrzucamy 2-4 kostki rosołowe, wrzucamy spreparowanego Jasia i niech już pracuje na małym ogniu.
W tzw. międzyczasie kroimy drobno cebulę (nie musi być super-drobno, potem i tak się rozpuści podczas gotowania) i smażymy na patelni. Smażąc cebulę - dorzucamy pokrojoną w kostkę kiełbasę i boczek. Smażymy tak jak lubimy - mocno, albo średnio (byle nie na wegiel - gorzkie!), pamiętając, że podczas gotowania się "rozpręży". Wrzucamy to wszystko z patelni do garnka z bulionem i fasolą. Letko mieszamy i czekamy godzinę-dwie aż się zredukuje do ok. 3/4 objętości.
Tip of the day: skórę z boczku także warto wrzucić do wywaru. Da więcej edżu, panczu, grandżu, gejnu i kranczu.
Dorzucamy przyprawy: pieprz, liście laurowe, ziele angielskie (nie przesadzać z dwoma ostatnimi!), spooooorą garść majeranku. Wlewamy koncentrat, lub pomidory i mieszamy. Nie solimy! Kostki rosołowe składają się głównie z soli, chyba, że ktoś lubi bardzo. Ustawiamy malutki ogień, żeby lekko pyrtało i gotujemy 4-5 godzin, od czasu do czasu mieszając. Im jesteśmy cierpliwsi, tym będzie lepsze.
W końcowej fazie wrzucamy zmiażdżony czosnek. Można też dodać tabasco, albo ostre papryczki, jak ktoś chce pójść w hałtkoł.
Opierdalamy wesoło łyszko, albo jak kto umi.
Endżoj.