Wysek.: „Staraj się, staraj się staraj sięęę!!! (…)” to słowa jakże cudownej i pozytywnie nastrajającej pieśni kapeli grającej przed Sphinxem. Niestety panowie nie starali się…
Tolein.: Generalnie tak. Koncert nam się nie podobał. Kolejność, w jakiej trzy zespoły występowały zupełnie nie przypadła nam do gustu. Zaczęliśmy od miłych panów próbujących grać ostrą muzykę..
W.: ..za pomocą smyczka i kaftanu bezpieczeństwa...
T.: ..potem był Sphinx, a na koniec NAO, z którego wyszliśmy po kilku taktach. Zdecydowanie nie tak, w naszej skromnej opinii buduje się napięcie na koncertach. W efekcie wyglądało to wszystko jak skrajnie nieudany build-up w postaci ciężkiej muzy pod swoiste pitu-pitu grane przez NAO. Albo raczej byłby, gdyby nie fakt, że Sphinx zgarnął całą uwagę publiczności..
W.: ..szczególnie wokalistka…
T.: ..jakby to on był gwiazdą wieczoru… A może po prostu w istocie nią był…
W.: Ale zacznijmy od początku. Dnia pamiętnego, roku tego samego, po długotrwałych i jakże trudzących perypetiach w tramwaju linii…
T.: ..pamiętnej, ależ odwal się…
W.: ..no właśnie, dotarliśmy wreszcie do klubu Hydrozagadka, mieszczącego się gdzieś tam na tej złej Pradze. Jako że koncert rozkręcał się nad wyraz powoli, nie omieszkaliśmy spróbować miejscowego specjału o nazwie „Miodowe” i poczekać przed rzeczonym klubem na Yonka…
T.: ..które to czekanie okazało się płonnym, jako że Yonek od ostatniego mojego z nim spotkania zapuścił grzywkę i tatuaże.
W.: W każdym razie, po wypaleniu kilku białych rurek, tych, po których pluje się takim czarnym tym, weszliśmy do środka po jeszcze jedną kolejkę rzeczonego specjału, poza tym coś się tam już miało zaczynać, zajęliśmy toteż miejsca.
T.: Zaczęło się od próby dźwięku kapeli pierwszej, której nazwa nie zaciążyła zbytnio na naszej pamięci…
W.: ..nie, żebyśmy starali się ją zapamiętać…
T.: ..w każdym bądź razie, zaczął się soundcheck, usiedliśmy więc na kanapie…
W.: ..która okazała się być tak masakrycznie krzywą, iż bardziej nakłaniała do wygodnego położenia się i zaśnięcia, niż jakiegokolwiek aktywnego, siedzącego brania udziału w występach..
T.: ..co zresztą skłoniło nas do jej opuszczenia, zaraz gdy zepsół numero uno usunął się ze sceny…
W.: ..ale nie uprzedzajmy faktów.
T.: Prawda. Soundcheck, który okazał się bardziej kakofonią i próbą grania głośniej, przedłużał się i przedłużał, ale jakoś dotrwaliśmy do jego końca i zaczął się występ..
W.: ..przez duże W…
T.: ..chyba wielkie…
W.: ..ogromne! W każdym bądź razie urzekły nas po kolei – nieprofesjonalizm gitarzystów, w tym nieudolne smyranie smyczkiem strun, które ni w oko pasowało do kontekstu..
T.: ..kartofelki u perkmana też łechtały moje zwoje i małżowinki…
W.: ..faktycznie, miejscami brzmiało to jak tona kartofli spuszczana ze schodów..
T.: ..a w ogóle, poza jękami i stękami wokalisty, niewymownie urzekł mnie jego strój – kaftan bezpieczeństwa założony tył na przód..
W.: ..you’ve failed fail!
T.: I tak oto, z każdym końcem piosenki, klaskaliśmy coraz żywiej, licząc, że w końcu ten koszmar się skończy. Wysek, z tego, co zauważyłem, klaskał nawet chwilami ręką o twarz, szczęśliwie nie moją.
W.: Taki właśnie build-up miał Sphinx. Wtoczył się on na scenę, niczem walec i po kilku minutach zaczął grać.
T.: Z początku myśleliśmy, że cały ich soundcheck zmieścił się w tych trzech minutach, ale znów – nie uprzedzajmy faktów.
W.: Najsampierw zagrali cover Toola, zresztą mój ulubiony numer – Sober.
T.: Ja, mimo że w takiej muzyce nie gustuję zupełnie, również jąłem kiwać stopą do taktu, choć jednak pewnym być nie mogę, albowiem wypiłem już swoje i wogle zdołował mnie ten pierwszy... <emo>
W.: Kawałek ten, co wcale nas nie dziwi, zgromadził przed sceną rzeszę słuchaczy, którzy nie szczędzili wcale karków, chwilami wpadając nawet w małe pogo..
T.: ..a co najbardziej nas ucieszyło w tem wszystkiem, to podsumowanie wokalistki – „Dziękuje Sphinx po próbie dźwięku.” Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo nas to zniszczyło.
W.: A potem zaczęło się granie, czyli występu część właściwa.
T.: Generalnie nasz problem polega na tym, że nie wiemy za bardzo do czego się przyczepić. Było szybko, było wolno, cały czas baardzo ciężko i klimatycznie. Yonek to zachwycał nas potęgą swoich ośmiu (sic!) sznurków, to sięgał po bardziej wyrafinowane środki, jak jego nowe Epi. Reszta też specjalnie nie ustępowała pod względem sprzętu, weźmy basistę z jego szóstką.
W.: Ale największe wrażenie, zrobiła na nas oczywiście wokalistka. W dużym skrócie, nieźle darła ryja..
T.: ..czego nie omieszkałeś jej przekazać, popisując się przy tym ogromną kulturą..
W.: ..a jak!
T.: W każdym razie wielka skala, potężny głos i szeeeroooki zakres wokali od powyjowywania plamowatowatego, po skrimy, szeroko pojęte darcie japy, et cetera…
W.: ..i generalnie ciary przechodzą.
T.: Wracając do samego materiału, niech najlepszym dowodem na to, że było nieźle, będzie fakt, że ja – który wielkim fanem takiej muzyki raczej nie jestem, bawiłem się przednio i nie szczędziłem sił na napitalanie łbem, cała zresztą wspomniana wcześniej rzesza słuchaczy, naśladowała mnie w tym procederze…
W.: ..a nawet dała się wciągnąć w skandowanie nazwy zespołu, czy inne okrzyki, typu „Jeszcze jeden”, bo wszak to od ciebie, Tolku, wyszło.
T.: Prawda. Podsumowując, koncert jako całość był beznadziejny..
W.: ..no, może nie beznadziejny, ale na pewno nie był zajebisty…
T.: ..niemniej występ Sphinxa urzekł nas niezmiernie, na tyle, że z pewnością wrócimy po jeszcze, zakupimy płytę, a wszystkim tym, którzy na koncercie się nie pojawili, na złość piszemy tę właśnie recenzję!
W.: Z kronikarskiej uczciwości dodajmy jeszcze, że na koniec na scenę weszła gwiazda wieczoru..
T.: ..którą po niespełna jednym kawałku opuściliśmy, najpierw – ot, żeby się przewietrzyć, potem jednak umknęliśmy czem prędzej na przystanek autobusowy.
W.: Wieczór zakończył się nam na burzliwej dyskusji o bączurach, o tym jak niektóre z nich potrafią być przeciągłe, inne zaś nikczemnie zjadliwe..
T.: ..taak, wręcz żrące, trujące i fogle. I niech to będzie ostatecznym dowodem na to w jakim zajebistym nastroju wyszliśmy z Hydrozagadki, a co za tym idzie, jak fajny mieliśmy za sobą wieczór.
Kiedy wyszliśmy przed klub, spotkaliśmy Yonka, któremu (podchmieleni) obiecaliśmy reckę... Nie byłoby ładnie nie dotrzymać słowa, toteż popełniliśmy ten kawałek tekstu z Tolkiem
A tutu damy linkę do gejspejsa:
http://www.myspace.com/obscuresphinxPozdrawiamy was, gejuszki!