Zacznijmy od tego, że nie chciał brać udziału w kampanii wyborczej, bo był przekonany, że wygraną ma w kieszeni. Coś tam jeszcze mówił, że jeżeli ktoś nie ma szans na wygraną to powinien się wycofać, czy coś.
Dalej. Skoro nagle się obudził i zobaczył ile jest do zmiany to czemu nie wprowadzał tych zmian, które sam obiecywał w swojej kampanii? Miał trzy miesiące na wprowadzenie czegokolwiek. Ale nie, bo on już nie jest prezydentem... Natomiast orderami dla postkomunistów to napierdalał aż do ostatniego dnia... Ale, że co? Za karę? Nie wybraliście mnie to nie wprowadzę tych dobrych zmian o których tak głośno krzyczałem, że są takie dobre dla Polski? Za mało czasu? Trzy miesiące? Trzy jebane miesiące to za mało na cokolwiek?
Jak to wypada w Twojej skali? Bo jak dla mnie to jest to szczyt bezczelności. "Order dla redaktora naczelnego GW? Jasne, w końcu jestem prezydentem!", "Wdrożenie zmian o których mówiłem? Nie ma opcji, ja już nie rządzę"
