W piątek wieczorem mój kot Szeryf jak zwykle poleciał gdzieś na noc. Ponieważ jest z niego powsinoga nie zmartwiłem się, gdy nie było go całą sobotę. Oczywiście kontrolnie wolałem go z balkonu, ale nic. Ale przyszła niedziela. A qća dalej nie ma. Szukamy, wołamy po osiedlu, kot przepadł. Aż tu późnym wieczorem, kiedy zrobiło się ciszej na ulicy (niedaleko jest plac zabaw i nigdy nie ma pewności, czy dzieci się bawią, czy je ktoś morduje...), słychać żałosne miałczenie. Żona szybko zlokalizowała źródło i okazało się, że qć siedzi zamknięty u kogoś w garażu! Z pół godziny zajęło nam dowiedzenie się czyj to garaż i kot został uwolniony. Jak to się w ogóle stało, nie wiadomo...
Najlepsze, że w tzw. międzyczasie kot nieco narobił w garażu, ale! gdzieś znalazł kawałek papieru i ładnie toto nakrył...