Po części prawdą też jest, że jakichkolwiek zmian jakakolwiek rządy by nie wprowadzały, problemy się nie skończą tak długo, jak oddolnie jest już mnóstwo patologii.
Czasami mam wrażenie, że większość państwowych przychodni logistyka na oczy nie widziała, nie ma żadnego spójnego systemu rejestracji/przyjmowania, więc obowiązek ogarniania umawiania pacjentów przechodzi na panie recepcjonistki, które nie potrafią nawet skutecznie ludzi pozapisywać na numerki, przez co ludzie i tak muszą się ustawić w kolejce "kto pierwszy, ten lepszy".
Albo przedsiębiorcza Pani Doktor robi w 3 szpitalach na zmianę (by spłacić szybko kredyt na mieszkanie, które komuś wynajmuje) i w sumie to niee, nie ma czasu, zabieg za 3 lata, ale proszę przyjść prywatnie, to jakoś przeciśniemy to na za miesiąc. Moja mama uczuliła się niedawno czymś w pracy (tak mocno, że teraz stale przyjmuje leki sterydowe) i musiałaby "w kolejce" czekać rok do alergologa, ale przyjął ją po 5 dniach, za co w zamian miała wziąć udział w badaniu eksperymentalnych leków, które w ogóle by jej nie pomogły. Oczywiście robił to w czasie dyżuru w klinice.
Zresztą, od dziecka, gdy widzę, że lekarz przepisuje lekarstwo, którego reklamę ma na recepcie i wielkim plakacie wiszącym na ścianie (i wtedy jeszcze dostawałem cukierka czy lizaka z logiem), mam zgrzyt. Skąd mam wiedzieć, czy to lekarstwo mi najbardziej pomoże, jest najtańszym środkiem z tą substancją czynną i czy opłacany z NFZ lekarz wypisuje mi to, bo uważa, że to jest dla mnie najlepsze, a nie dlatego, że dostaje za to dodatkowo kasę?