Są słowa, które po zobaczeniu lub usłyszeniu powodują moją bezradność, połączoną ze zdziwieniem. Nie chodzi o to, że są jakieś egzotyczne, trudne, albo mają dużo sylab. Po prostu ich brzmienie, albo charakterystyczna zbitka liter zaprezentowanych graficznie sprawiają, że czuję się jakbym był Eskimosem. Choć słyszę, lub widzę je tysięczny raz - nie mogę powstrzymać tego dziwnego uczucia. Też tak macie? Mam nadzieję, że tak. I nieważne, że temat umrze pojutrze. Po prostu moja godność humanisty, nie pozwala mi przejść spokojnie obok takiego drażliwego społecznie, a przemilczywanego tematu.
Do moich ulubionych należą:
kokilka, ataszat, Peszawar, roboczogodzina.
To pierwszy z dziwnych tematów, które pragnę poruszyć na tym specjalistycznym forum.
EDIT:
Podchodzą pod to również zwroty, niby poprawne, ale dające jakiś taki zgrzyt duchowy. Np Bacio uwielbia "parady gitarowe". Zgadzam się z nim. Gdy słyszę coś takiego, chcę dręczyć małe ssaki.
Siła i honor!
Wasz Wróbel.