Chciałem tylko zauważyć, że wnioskowanie zysków na podstawie ceny nie mając pojęcia o warunkach ekonomicznych w jakich działa Mayo jest troche jak wróżenie z fusów.
Tak generalnie, rozliczanie producenta, sprzedawcy, pracodawcy, jest bardzo często wielką głupotą, bo cholera wie, może oni robią gitary za 500 zł, a cały zysk idzie na promocję, albo równie dobrze zrobienie gitary kosztuje ich 10k, ale mają fundusz od kosmitów, na rozwój kultury i sztuki, zanim w ziemie pierdolnie wielka chmura antymaterii (sory, za dużo się Pilipiuka naczytałem
).
Wiadomo, mamy każdy jak stoimy, kontakt z lutnikiem, albo nawet kilkoma, mamy też lutników na forum, profesjonalnych czy też amatorów, którzy mogą się wypowiedzieć o koszcie wyprodukowania tego i tamtego, ale jest jeszcze cała masa innych głupot, o których wiedzieć możemy więcej lub mniej, a składają się na to koszty transportu, dystrybucji, rozwoju kapitału firmy (przecież takie Mayo inaczej patrzy na produkcję niż Pan Władzio który robi se od czasu do czasu gitary w garażu (nie, nie ma tu żadnych pojazdów ani niemiłych aluzji do użytkowników forum ;p)), dalej promocja (no choćby gitary dla muzyków sponsorowanych przez mayo, nie biorą się przecież znikąd, reklamy w necie czy inne gówna to też kosztuje, a i pytanie jak sklep w niemczech czy holandii ma wiedzieć że jest coś takiego jak gitary od Mayo i dlaczego ma je chcieć spróbować sprzedawać)... Dobra, zamykam już japę...