Ej, obejrzałem po raz drugi nowego Matrixa i zauważyłem kilka dodatkowych smaczków. Ogólnie dobry film - podszedłem bez żadnych oczekiwań (wprost jest powiedziane w filmie, że "Lana, tak czy siak robimy ten sequel z Tobą albo bez Ciebie", więc równie dobrze skorzystała z okazji i pozwoliła sobie na bezczelny komentarz branży, życia jako twórca kultowego dzieła popkultury, współczesnej rzeczywistości, dziedzictwa Matrixów i tysiąca innych rzeczy). Dobrze zrealizowany postmodernizm. Sceny akcji w ogóle mi nie przeszkadzały, ale też na palcach jednej ręki zliczę takie, które by zrobiły na mnie pozytywne wrażenie.
Podsumowując rok i kilka miesięcy Unlimited w Cinema City, to moim ulubionym filmem był chyba "Kurier Francuski", w topce na pewno też "Ostaniej nocy w Soho", "Nie czas umierać" (top 3 ulubionych Bondów), ostatni Spiderman.
Negatywne zaskoczenia: "Diana" (Kristen Stewart IMO się kompletnie nie nadawała do tej roli, zbyt jednowymiarowa), "Nie patrz w górę" (nie ma tragedii, ale przegięli z kampowością oraz dosłownością, pierwsza połowa wręcz męcząca), "Szybcy i wściekli 9" (absolutnie debilny, tyle w temacie)
Nie wiem, co myśleć o: Licorice Pizza (bawiłem się dobrze poza tym, że cały seans miałem wrażenie, że oglądam jakiś pedofilski romans, tylko dla odmiany to babka jest starsza i chłopak młodszy; kocham HAIM i uwielbiam PT Andersona, ale czuję niesmak mimo tego, że wszystko w filmie teoretycznie zagrało), Shiva Baby (w dużej mierze komedia oparta o żydowskie stereotypy, trochę zrobiona przez amerykańskich Żydów dla amerykańskich Żydów, choć główna rola pierwszo-planowa wybitna), "Diuna" (fajny i epicki, ale strasznie mało się działo)
