Pani Heather E Heying pisze o sobie "Professor in Exile", jakby to była jakaś nazwa miejscowości - żadna placówka naukowa nie podpisuje się pod jej teoriami. Udając naukowca, powtarza na tego typu spotkaniach stuletnie bajki o darwinizmie społecznym, które są niekoniecznie o tyle fałszywe, co zupełnie ad hoc. Każdą rzecz możesz uzasadnić "ewolucyjnie", problem w tym, że prawie nigdy nie ma na to dowodów i to taki ładny wytrych na uzasadnienie swoich (niekoniecznie prawicowych, bo niejedni tępi lewicowcy też lubią "ewolucyjnie" tłumaczyć jakieś ludzkie zachowania i tendencje dla własnej wygody) poglądów. Wystarczy wpisać jej nazwisko w wyszukiwarkę i pojawia się tylko na "alternatywnych" konserwatywnych kanałach.
Dużo łatwiej znaleźć info o jej mężu, które rozjaśnia cały obraz i wyjaśnia kontekst powyższego filmu z gatunku "polityczne oranie": Bret Weinstein. Oboje pojawili się w publicznej świadomości po tym, jak zrobili dym wokół tego, że na uczelni jeden "świąteczny" dzień zamiast bez nie-białych mniejszości na uczelni miał się obyć bez białych. Wydarzenia przybrały tak dziwny obrót, że w sumie mieli legitny argument i to studenci poszli tłumnym rozumkiem po ich krew. Władze kampusu kazały profesorkom przeczekać dym w domu, jako że nie mogą im zapewnić należytej ochrony. To było złe, więc z żonką wzięli pół bańki od szkoły (to zresztą, zaznaczmy wyraźnie, zwykły state college, żadna wybitna uczelnia) i teraz się tarzają po alt-rightowych mediach tzw. "intelectual dark web". W przypadku takiego Petersona, on chociaż ma jakiś w miarę porządny dorobek naukowy (ale gdy zajmował się metodami badania osobowości - zupełnie czym innym niż teraz, w czym jest świadomym ignorantem).
Ta pani wykorzystuje swój (niepodparty pracą naukową) autorytet, by z katedry głosić teorie, które nie są naukowe. Czy sama jest przez to rasistką? Niekoniecznie, w tym jest właśnie sęk. Te argumenty reprezentują stanowisko darwinistów społecznych, którzy historycznie są prawie zawsze rasistami i są zupełnie nienaukowe. Od frenologii, przez rozmaite teorie eugeniczne i inne higieniczne z początku XX wieku aż po współczesne, które są znacznie bardziej subtelne. Tak subtelne, że kojarzą mi się z twórczością Hartmana, który filozoficznie sobie pisze książki i felietony o kazirodztwie, zasadności istnienia segregacji społecznej, etc. Na zamkniętym wykładzie to jeszcze przejdzie, ale gdy to trafia do szerszej publiki, subtelności zostaną zignorowane i całość będzie wyglądała, jak w sumie powinna - jak nienaukowy stek bzdur i obrzydliwe majaczenie. Walczenie o "uzasadnione biologią różnice międzypłciowe" w kontekście całej tamtej afery na kampusie, z której oboje są wyłącznie znani, to szukanie kontrowersji i proszenie się o dym. Więc ktoś połknął haczyk -> przyszedł na wykład -> efekt potwierdzenia -> urażone uczucia moralne -> rozdzieranie szat.
Posty połączone: 26 Sty, 2020, 20:54:47
Jeszcze wersja tl;dr: Kontekst tej sytuacji jest taki, że wraz z mężem H. E. Heying wdali się w kontrowersyjną dyskusję na kampusie swojego koledżu. "Dane", na które się powołuje są nieuzasadnione naukowo. Podaje je z katedry jako fakty, co jest nadużyciem. Efekt potwierdzenia zadziałał szybko i jacyś studenci zbulwersowali się o osobę, którą kojarzyli jako rasistkę, że opowiada argumenty koncepcji darwinizmu społecznego jak prawdę objawioną. Innymi słowy, graficznie się zbulwersowali, gdy nie mieli racjonalnego uzasadnienia swojego działania. Nie mówi to nic o lewicy, nie mówi to nic o poglądach tej pani, mówi tylko o naturze ludzkiej i tego, że błędy poznawcze dotyczą nas wszystkich.