Szukałem szukałem, aż znalazłem. Laboga Mr Hector. Dobrze siecze, zaskakująco fajnie bez dopałki. Dwa mastery to jest to na czym mi zależało i co pozwala zmiejszyć ilość kabli po nogami. Nie jest jednak prawdą, że po co przepłacać jak kupisz 6505 w 60 W i będzie git. W sumie nawet i jest git ale Hector to zupełnie inna liga brzmienia. Fajne jest to, że jest grywalny przy każdym ustawieniu korekcji. Nawet gra jak trzeba na uśmiechu małpy. Niestety dużo trudniej się na nim gra niż na 6505, który jak na lampę jest dość łatwy do okiełznania i sporo maskuje. W Hektorze trzeba się dużo bardziej przyłożyć do kostkowania, bo chyba jest mniej skompresowany. Ja to uznam za wadę, bo mistrzem techniki nie jestem. Wszystko w tym piecu jest fajnie wyważone. Gain użyteczny od zera do max bez przydźwieków, sprzęgów itd. Dół też nie przewalony można używać do maxa. W porównaniu do 6505, który ma gain od połowy już przewalony i bas od powiedzmy 3/4 przekracza granię absurdu. Ten piec ma chyba za dużo wszystkiego. Ja na przykład używałem go z gainem na 1,5. W Hektorze mam zakres użytecznej regulacji gainu dużo większy. Przy tłumieniu szybciej gaśnie niż 6505 przez co dży dży jest wyraźne i cięte. Ma też więcej takiego szkła w brzmieniu.
Podchodzi mi ogólnie. No i jest to dla mnie powrót do korzeni, bo Laboga to był mój pierwszy piec gitarowy w życiu. Co prawda był to LR-1 ale na początku lat 90-tych dzięki temu piecowi rządziłem na osiedlu:-)