To kto będzie tu >500 stronę produkował?
A bardziej serio - to nie ja się wkurwiam. To życie mnie do tego doprowadza
Nieważne co bym zrobił i jak się nie starał, zawsze - ZAWSZE musi być "łyżka gówna w beczce miodu". Chuja takie pierdoły jak ta paczka co szła do mnie tydzień, ale:
- ze spraw drobnych - sprzedaję koła do auta. Na kilka godzin przed końcem aukcji odezwał się do mnie znajomy, który chciałby wziąć opony. Okej myślę sobie, sprzedam felgi luzem. Ale nie kończyłem aukcji przed czasem, bo "jezdem óczcify"
No i na samym końcu jakiś gość wbił ofertę. I... nic. Zero kontaktu, odzewu, wpłaty, nic. Kliknął i tyle. I teraz nie wiem czy czekać (a dobijam się do niego i dobijam), czy wznowić aukcję, czy unieważnić, czy chujwico,
- ze spraw średnich - zrobiło się zimno, mokro i mi benzyna wariuje w aucie. Jak się wygrzeje, okej. Przełączam na gaz, okej. Ale zapalenie i utrzymanie obrotów, żeby zagrzać silnik... Jakaś kurwa zgroza. Szukam, pytam, sprawdzałem chyba wszystko co można sprawdzić w silniku (nawet takie rzeczy jak czujnik map sensora), i nic nie wymyśliłem. A jutro muszę jechać na drugi koniec województwa, i jestem w dupie. Czyli - chujwico.
- ze spraw grubych - po to się m.in. przeprowadziłem do Chorzowa nieco ponad 1,5 miesiąca temu, żeby oszczędzić Żonie Mojej wstawania o 4, dymania po 65km dziennie i innych takich atrakcji. I co? I krótko po tym dowiedziała się, że jej firma się "reorganizuje". Czytaj: dyrektorki spierdoliły kontrakty za setki milionów i trzeba poświęcić załogę, bo po prostu nie będą mieli co robić. W najlepszym wypadku będzie robić to co robi, ale pod umową z - uwaga - agencją pracy tymczasowej. Czyli gorsze warunki, mniejsza pewność zatrudnienia itepe. W najgorszym - do widzenia. I co po raz trzeci? Chujwico
Ostatni w miarę spokojny okres jaki miałem i gdzie mogłem coś-tam-planować, skończył się ca. 2,5 roku temu. Natomiast cofając się do ostatniej ważnej życiowej decyzji, której nie spierdoliłem (z tych naprawdę ważnych, czy to dotyczącej wykształcenia, czy pracy, czy spraw osobistych) to bym się musiał wrócić około 7-8 lat. Fajna myśl, nie? Że dobra 1/4 życia okazuje się chuja warta, bo jest albo źle, albo gorzej...