Czy dzisiaj już nie da rady grać nowoczesnego metalu bez pedalskiego zawodzenia na wokalu
Mój problem z nowoczesnym metalem, polega na tym, że jest on
całościowo skrajnie pedalski. Kopia odbitki ksero odpisu reprodukcji Meszugi, która powiedziała wszystko w tym temacie i nie mówię tego, bo tak przepadam za Meszugą.
Sprawa jest analogiczna, do van Halena, który zmienił porządek w USA pod koniec lat 70-tych. Nagle wszyscy zaczęli grać jak van Halen, wyglądać jak van Halen i
brzmieć jak van Halen. Na nieszczęście dla cywilizacji wyewoluował z tego pudel-rock, co poskutkowało wiadomo czym.
Dokładnie tak jest z dzisiejszym metalem, tylko jeszcze gorzej, bo dziwna obsesja, żeby być "tajt, w punkt i pancz" + nieumiejętnie stosowana studyjna technologia sprawia, że ta muzyka jest tak wyprana z jakichkolwiek emocji, że staje się przewidywalna i nudna. Po drugie: wszystkie gitary brzmią tak samo. O bębnach w ogóle nie ma co mówić - żal.pl. Równie dobrze można stukać łyżeczką do herbaty o paździerz i będzie równie dobrze, a może lepiej. Sztandarowym przykładem jest Peryphery. Jarałem się tym gościem jak pojebany, dopóki nie usłyszałem płyty. LOL, a nawet ROTFL. I co z tego, że jest najlepszym gitarzystą swojego pokolenia i zna się na pikapach?
Tak: wkurwia mnie "nowoczesny metal". Jest wtórny, przewidywalny, bardzo kiepsko brzmiący i komiczny w swojej pozie. Wieszczę, że za 15 lat dzieciaki będą lały z tego jak teraz leją z wyczynów Majkelandżelobejszj
o, ablo innego Bą Żowi w latach 80-tyh.
Ściskam serdecznie