jest też wysyp kapel łączących death z jazzem ale jest to na tyle niszowe, że chyba nigdy nie wypłyną.
Opeth wypłynął i nawet dalej dryfuje...
Jakieś skojarzenia tu mam z kupą, nie wiem, czy nie słuszne
.
@Batman - no ok ale co takiego np. chciałbyś w deathie usłyszeć czego w nim na razie nie ma? serio pytam, może potraktuję to jako wskazówkę bo sam gram death
Pewne gatunki się kiszą we własnym sosie. I nic się nie zmienia dekadami. Np. reggae - czy w radio, czy nawet u Wojewódzkiego coś "nowego" wypłynie: aaaaaaa! drę oczy i mówię do Żony: czy oni naprawdę nie mogą CZEGOKOLWIEK zmienić?? Dajcie, kurwa, puzon i tarę, ale nie to, co wasze dziady!!! (Ale się wkurwiłem
). I mam wrażenie, że to samo zaczyna dziać się z DM: wyskakuje mie gdziekolwiek "nowa" kapela: nieeeee, wszystko to już słyszałem! Co byłem na "wieczorku DM" w pobliskim pubie: ni chuja bez zegarka nie szło poznać czy grają jeszcze ci pierwsi, czy to już gra "gwiazda"
.
Słowo "cokolwiek" jest kluczowe. Nieraz dobrze robi np. sięgnięcie do korzeni muzyki, a to polifonia, a to inszy podział, a to nie bać się dać 3s ciszy w numerze, a to wyjebać solo na akustyku. Żeby po drugiej stronie głośnika było czuć, że ziomy kombinują.