jako rocznik '89 naleze tez do tego 'pokolenia bez wysilku'
i tez sam siebie tym wkurwiam. zwlaszcza jak jakis deadline goni. wpierw wielkie uberambitne plany, ale przez slomiany zapal pozniej wszystko chuj, na ostatnia chwile, po lebkach i wielki stres i sranie, czy zdaze jakas prace zrobic, egzamin zaliczyc itp - podczas, gdy tak naprawde przy minimum systematycznosci one sa z palcem w dupie na 5 do zaliczneia. ale sie nie nigdy nie chce, nie potrafim sie zmusic. i wisi taki miecz demoklesa, czy jakiegostam tam innego kutasa - za leniwy jestem, aby sprawdzic. i wszyscy wokol to samo. normalnie plaga prokrastynacji
bo po co sie uczyc i miec wiedze w glowie, skoro zawsze mozna skorzystac z gownianej jakosci bazy danych typu wikipedia, w ktorej ktos moze napisac, ze czekolade sie robi z gowna i pozniej nigdy nie pamietac, czy aby napewno gowna, a nie szczyn? ale za to miec odp od razu, za kazdym razem w doslownie chwilke sprawdzic przez neta na telefonie, zamiast szukac rzetelnego info akademickiego i zapamietac jego tresc, aby zawsze na pewno wiedziec i wiedziec dobrze. za duzo zachodu, uczenie sie odchodzi do lamusa - teraz wszyscy tylko sciagaja gotowy dorobek innych i go ew modyfikuja - kiedys technicznie to nie bylo mozliwe, wiec ludzie sie po prostu edukowali, aby cos soba prezentowac i moc cos osiagnac (oczywiscie, jakby ktos mial watpliwosci - caly czas krytykuje siebie i to, jak moje pokolenie dziala, nobilitujac to, co bylo kiedys i z trwoga patrzac na jeszcze mlodszych ode mnie, z ktorymi jest jeszcze gorzej). kurwa, czasem czlowiek nawet odlac sie nie pojdzie, bo mu sie ruszyc dupy nie chce i bedzie sie tak meczyl z przepelnionym pechezem, a o pojsciu zrobic sobie cos zjesc, kiedy jest sie glodnym nie wspominajac - kibel/kuchnia za daleko od lozka/biurka sa... a zem jeszcze ze szczecina, to do tego udziela mi sie ponura, deszczowa mentalnosc naszego miasta: jesli cos wymaga chocby zalatwienia czegos, to po co probowac, skoro moze sie nie udac; ile mozna na tym stracic? i meczyc sie w chujowiznie, zamiast sprobowac, bo jest szansa na zysk.
co do angola: ja sie go nauczylem tez z gier, konkretnie (j)rpg - tyle, ze ja sobie co najwyzej raz na ruski rok pojedyncze slowko w slowniku sprawdzilem (bo mi sie nie chcialo) - jakos z kontekstu i obrazkow na ekranie czailem mniejwiecej o co chodzi, ba, nawet mnostwo slowek znalem i mniejwiecej wiedzialem co oznaczaja, aby po paru latach w szkole poznac dokladny polski odpowiednik i sie zaskoczyc, jak blisko celowalem
az na studiach filo eng wyladowalem
ale takie cos to tylko dzieciom sie ponoc udaje, wiec to jedyny plus teog, ze playstation dostalem w podstawowce. ponoc u doroslego to juz niemozliwe, bo language aquisition device sie juz spsowuje i nauka jezyka na czuja nie wychodzi