Miałem mniej-więcej to samo, gdy się okazało, że indywidualny tok studiów daje prawo do max 50% nieobecności (zaliczonych później na konsultacjach) i na nic mi się zdaje przy próbie pogodzenia go z pracą; a gdy poszedłem do kierowniczki katedry poprosić o zgodę na rozszerzenie tych 50%-nieobecności-do-zaliczenia do 100%, to choć użyła jakiś ładnych określeń wydźwięk był taki, że albo studia dzienne, albo praca i że jestem debil, że wziąłem oba na raz (nie ważne, że magisterka to tylko kilka godzin w tygodniu i że w szkole mam tylko pół etatu, co ilościowo w tygodniu bez problemu się rozłoży, tylko oczywiście plany musiały się na te same dni największym ciężarem pozwalać) i że powinienem albo zrezygnować z pracy, albo przejść na płatne zaoczne, gdzie nie będę miał niektórych specjalizacji do wyboru, będą inni ludzie, inni promotorzy itp. Na szczęście udało mi się wywalczyć roszady w planie w szkole, ale ciężko z tym było... Teraz za to będę miał grubo, żeby tak czy siak pozaliczać pół semestru nieobecności na niektórych przedmiotach NIE mając toku indywidualnego.