Siema,
dziś chciałbym się pochwalić potworkiem, którego udało mi się drogą kilku wymian nabyć w dość atrakcyjnej chyba cenie (ale nie żaden deal życia, żeby nie było).
Mowa o Orange Dual Terror, jeszcze dziś pamiętam, jak wzmaki spod znaku tej marki powodowały u mnie nudności i wymioty oraz spory dyskomfort w żołądku, jednak z biegiem lat, zaczęło się to zmieniać jedynie w to ostatnie... wszystko się wywaliło do góry nogami chyba z 4 czy 3 lata temu, kiedy za namową
@Jakub_Z. ograłem w sklepie (smuteczek) Dual Terrora, w sumie poszedłem sprawdzić Randall Diavlo RD20h, ale okazał się małym śmierdzącym koprolitem, kiedy już zbierałem się do wyjścia Jakub powiedział bym wypróbował Pomarańczę i... kurde, smak był ok, choć brakowało mi ciut brzmień z otchłani okrężnicy Belzebuba i wtedy, znów Jakub wyciągnął zza szybki Ibanez TS-9 i... ło Panie! No to już było grube, o ile kanał Tiny Terror był po prostu poprawny, o tyle na kanale FAT wszystko się zgadzało, no, ale co z tego skoro kosztowało to 3000PLN... bez jaj... za takie małe 30W gówienko tyle hajsu... odpuściłem.
Po latach jednak uznałem, że chcę wrócić do grania z ludźmi, może znajdą się osoby zdolne zaakceptować mój "trudny" charakter w kapeli, no, ale targać Fractala z MG SPA2x50 mi się nie chce, za stary i za wygodny jestem, stąd pomysł na jakiegoś lancz boksa. Kilka deali i hajs się znalazł, tylko co wybrać? Wahałem się między Peavey 6505MH, a właśnie Dual Terror, jednak po wielu raczej negarywnych opiniach co do tego pierwszego, poszedłem w pomarańczę i... brzmi to tak jak zapamiętałem, a nawet lepiej, bo Buzzaro kurwi lepiej od PPC412, którą miałem podpiętą przy ogrywaniu. Cóż, fajny wzmak, a że na rynku wtórym się trafia, to i duuużo taniej niż te 3k dałem. Póki co wciąż się poznajemy, ale kiedy dochodzi do jakieś sprzeczki, to włączam FAT, dopalam Kokko OD i... już jest dobrze
Aha, no i mam pętlę efektów, której normalnie (bez sensu) nie ma.