A więc...
Gitarka kupiona w 97 roku w sklepie muzycznym jako nówka funkiel, przez mojego przyjaciela. Był z nią 19 lat(sic!)... Ja pierdole, jak teraz o tym myślę to aż szok normalnie. No nieważne. Przez ten czas wiosło zagrało mase eventów, gigów, chałtur i ciul wie czego tam jeszcze. Jest to w ogóle pierwsza gitara elektryczna z którą miałem styczność. W sumie to od niej, w 2010 roku, zaczęła się moja przygoda z gitarowaniem. Dla mnie mega sentymentalne wiosło. Niestety kumpel złapał GAS na Gibsona goldtopa. GAS nie do opanowania. Tak potężny że odebrał mu rozum, chęć do życia i miłość do ojczyzny.
Przeglądając allegro ostatnimi czasy rzucił mi się w oczy czarny Fender. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że na główce miał herb naszej mieściny. "Kurwa" pomyślałem, bo myślę raczej zwięźle, "Nie może być". Szybko złapałem za telefon i dzwonię do kolegi. "Stary, czy Ty aby nie sprzedajesz Ferdka?", pytam z zaciekawieniem. "No." Padła ostra jak brzytew odpowiedź. W jednej chwili całe moje życie, a przynajmniej czas odkąd pierwszy raz jej dotknąłem, migło mi przed oczami. Myślę sobie "Ja pierdole", bo myślę zwięźle, "Muszę coś z tym zrobić". Po kilku godzinach negocjacji, grania na emocjach i paru szklaneczkach żyta osiągnęliśmy konsensus. Gitara zostaje u mnie. Biorę ją w śmiesznej, jak na to wiosło kasie, ale pomagam szukać goldtopa.
Nie było innego wyjścia. To kawał lokalnej historii. Kawał mojej historii. Wszystkie te chwile kiedy grać się chciało, a nie umiało i nie miało na czym (w sumie nadal się nie umie, ale mniejsza) ratowała ta gitara. Była dotykana, ogrywana i macana przez takich ludzi że to głowa mała. Legenda się sprawdziła. Koniec.
Specka:
Korpus: Olcha (ale jakaś ciężka)
Gryf: Klon
Podstrunnica: Palisander
Pikapy: 3x Single Coil, Fender MiJ
Mostek: Fender Tremolo
Klucze: Fender
Siodełko: Mosiądz
Progi: Medium Jumbo
Środkowego singla wyjąłem, bo zaczepiam go podczas kostkowania. Wadzi mi.
Nie umiem porno, więc wrzucam fotki:
Spoiler I krótkie wideło:
Pytania? Zapraszam