W
lutnictwie(nie fabrycznej chińszczyźnie ze sklepów) akustycznym, szczególnie tam gdzie gity ustawia się pod ludzi umiejących kontrolować dynamikę, siodełko nacina się tak, aby prześwit między pierwszym progiem a struną dociśniętą między drugim a trzecim progiem był porównywalny z grubością ludzkiego włosa. Ale to trochę inna bajka gdzie 12stki lub 13stki w standard E nawet mnie nie dziwią.
Po prawdzie to elektryki z nastawieniem pod plumkanie jazzu na grubych strunach też można tak potraktować. Ale do rockerki, dżdż czy nawet jebanego djentu

wymaga się ciut innego podejścia. Choć głównie wynika to z przyzwyczajeń gitarników do pewnych utartych fabrycznych standardów, ustanowionych przez księgowych bardziej jako margines bezpieczeństwa do ułatwienia i przyspieszenia produkcji, niż jako rozwiązanie mające poprawić grywalność. Przykładem może być fenderowskie ''pół milimetra'':

Gibol podchodzi do tematu ciut rozsądniej, ale jak widać po prawej stronie tabelki lutnicy i to poprawiają na bardziej ''sportowo'':

I takie działanie ma sens. Jak ktoś ustawia se struny na 2mm nad 12stym progiem, to te pół milimetra akcji siodełka mu za bardzo może i nie zrobi. Schody zaczynają się gdy delikwent próbuje wycisnąć sportową akcję w okolicach milimetra. Wtedy nut action zmniejsza się bardzo nieznacznie a string action bardzo mocno. I mamy sytuację, w której zbyt wysoko nacięte siodełko sztucznie utrzymuje wysoką akcję, struny lecą prawie równolegle do linii progów. I owszem, atak strun pustych jest dalej całkiem zajebisty ale po dociśnięciu brzmi to jakby struny prawie leżały na progach. Do tego przy tak dziwnym kącie rozpierdala się intonacja na pierwszych progach, bo ugięcie struny przy punkcie zaczepienia zwiększa jej naciąg dużo bardziej niż po środku długości i regulacja menzury nie jest w stanie tego skompensować.
Oficjalny
skerveseński setup zakłada wyciśnięcie szrederskiej akcji w okolicach 0.9-1mm na najcieńszej strunie i koło 1.2-1.3mm na szóstej(na kolejnych odpowiednio więcej

około 0.1mm na każdą dodatkową strunę przy w miarę normalnych naciągach). Relief 0.1mm na 25.5''. Siodełko docinamy tak, aby przy tym setupie uzyskać prześwit nad pierwszym progiem 0.23mm po stronie wiolinów i 0.41mm po stronie basów(w szóstce). Plus minus 0.03mm, bo taką dokładność mają przyrządy, którymi teraz dysponujemy. Ofkorz pomiędzy tymi skrajnymi strunami jest zachowany progres.
Dlaczego tak? Bo nam gra się na tym dobrze a wszystko stroi. Zakładamy też, że nikt nie jest takim zboczeńcem aby schodzić poniżej akcji 0.88mm. Co prawda da się ustawić nawet 0.3 i dalej wszystkie dźwięki jakoś tam grajo ale to już zwyczajnie nie brzmi a i komfort gry jest wątpliwy. Nie ma natomiast najmniejszego problemu aby przy tak naciętym siodełku akcję strun po prostu podnieść. Dalej wszystko działa. Do tego zawsze można zwiększyć relief jeżeli chce się podnieść atak tylko w niskich pozycjach. Wada jest tylko jedna: nie da się tego zrobić w 5minut a już na pewno nie w 5minut ''na oko''. Dobry setup jest czasochłonny i wymaga myślenia co się robi.
Wracając do progów zerowych: do podstrunnic ze standardowymi nierdzewkami sintomsa 2.7mm(szerokość) dajemy jako próg zerowy nierdzewkę 2.8mm. Jarek używa 2.8mm. Ja w sumie też będę sobie takie wrzucał do fałki. A że obaj wyznajemy zasadę, że ''im niżej tym lepiej'', więc jako prog zerowy do jego forfapa poszedł ten sam rozmiar, tylko bez szlifowania podczas poziomowania progów. A progi poziomować trzeba. Choćby nie wiem jak dobrze były nabite zawsze jest coś do równania, czasem mniej czasem bardziej, ale jest to konieczność jeśli chce się konkurować z plekiem

Choć im lepiej nabite tym mniej roboty przy zaokrąglaniu.