Letko odgrzebię, bo po długaśnej przerwie drgnęły dalsze prace nad polepszaniem/pogorszaniem gitary.
Ojejku, co to? Dziura na wylot :/ wygodniej byłoby mieć frez, z drugiej strony, to i tak "wastelandowo-złomowo-szrotowe" modowanie, to co tam :] Od góry wejdzie tam woltomierz, od dołu zasłonię to maskownicą z kratki.
W końcu zamontowałem falloutowy wskaźnik PA. Oczywiście, okazało się po 1 zamontowaniu, że zrobił się gdzieś zimny lut - poszło trochę energicznych słów i czynów, skutkiem czego finalnie jedna lampka się nie świeci [reszta nie pali się umyślnie] i troszku są przypalone ;]
Uznałem, że grawerowanie jakieś takie mało wyraźne i za ładne, to wymyśliłem sobie elektrotrawienie. Najładniej wyszło to na coverze słicza, bo najprostszy obrazek. Zamalowałem całość akrylówką do modeli. Igłą wydrapałem miejsca, gdzie był wygrawerowany kształt. Posłużyłem się ładowarką do Nokii (8V, 0.57mA). Plus do płytki, minus do drucika na patyczku i "malujemy", nurzając patyczek w roztworze NaCl. Częściowo rysowałem też zasilaczem 12V (nie wiem, jakie natężenie miał, działał trochę szybciej).
Tutaj była makabra, bo literki małe, plus grawer się nie popisał, część musiałem drapać na ślepo :/
Czasem nie chciało mi się ręcznie trawić elementów, to trafiały do wody z solą [zazwyczaj roztwór nasycony] na parę/paręnaście minut
Tutaj popełniłem błąd - zrobiłem wanienkę dla elektrolitu i jeździłem anodą w środku, co jakiś czas zmieniając wodę. Niestety, farba nie trzymała się na tyle mocno, zwłaszcza między literkami i w ich środku, no i trochę poodpadała. Bezpieczniej postępowałem na "dzwonku".
Brzegi i otwory na śrubki - nie miałem litości, zatem zostawiałem na 10-15 min. Najfajniej wyżarło na okrągłej płytce, nie wiem, od czego to zależy, bo tam nie trzymałem jej o wiele dłużej, elektrolit i anoda też były takie same.
Efekty trawienia: