Śpieszę z wyjaśnieniami:
Mój aktualny rig to jak pewnie większości wiadomo - PRS, Washburn Lyon i Boss GT-10. Gitarki muszę przyznać, są bardzo zacne, szczególnie oczywiście PRS. Jednak od jakiegoś czasu ciągnie się za mną pytanie - po cholerę mi taki PRS, skoro nie mam go czym porządnie nagłośnić? Jasne, zajebiście jest mieć taką gitarę i ogólnie najchętniej dałbym jej dożywocie. No ale nie oszukujmy się, GT-10 sam z siebie brzmi IMO słabo i nie jestem zadowolony z brzmienia jakie uzyskuję, szczególnie w dziedzinie przesterów. Nie wiem jakby to grało po podłączeniu do końcówki i paki, ale nie stać mnie w tej chwili na kupno takowych. Po pewnych kalkulacjach, zrodził się w mojej głowie pewien pomysł. Mógłbym sprzedać zarówno GT-10, jak i PRS'a i z pieniędzy jakie bym otrzymał kupić porządny wzmachol + całkiem niezłą gitarę. Jak już pewnie wszyscy wiedzą, GASuje się ostatnio na piec L6 SV HD100 MKII, ewentualnie któryś z odpowiedników w wersji combo. Wyliczyłem, że jeżeli udałoby mi się sprzedać gitarę i multi, byłbym w stanie kupić spokojnie ten piec, sterownik FBV Shortboard i jakieś przyzwoite 2x12 a za pozostałą kasę sfinansować sobie kupno gitary pokroju Gibola LP Studio, jakiegoś japońskiego LP a gdybym ustrzelił używkę tego L6 to nawet coś fajniejszego.
W wielkim skrócie - czy lepiej opchnąć PRS'a i Boss'a i za to kupić coś pokroju wyżej wymienionego zestawu, czy "męczyć" się na tym co jest, czekać dłuuuugo (szczególnie, że w tym roku czeka mnie przeprowadzka związana z pójściem na studia więc i jakakolwiek kasa będzie w to pompowana) i dopiero uciułać na wzmachol.
Uprzedzając jeszcze pytania - Boss spierdala na 100%, jednak sprzęt który jest mi znany i mógłbym go kupić za pieniądze ze sprzedaży GT-10, nie spełnia moich oczekiwań.