Do tego co koleżanka napisała jeszcze dodam coś od siebie..to jak stosować skale nikt Cię nie nauczy, to jest to co czyni muzykę sztuką a nie tylko rzemiosłem. Ale pomyślisz :"gość pierdoli ogólnikami bo nie ma pojęcia". I racja. Dla tego proponuję Ci ćwiczenie (baardzo przyjemne):
Znasz już skale ( od strony motorycznej i teoretycznej).
Napisz krótki utwór ale nie zaczynaj go pykania sobie po gryfie jak to zazwyczaj gitarnicy robią ("o to mi się podoba" )..a od zaplanowania jakie emocje chcesz wywołać.
I teraz mój ulubiony schemat: na początku smutno, ciemno, wręcz mrocznie, później drastyczny zwrot o 180 stopni i melodyjnie, podniośle (nie jestem gejem więc mówienie o uczuciach wychodzi mi średnio).
Zbuduj coś w oparciu o eolską czy lokrycką w pierwszej części. Wyeksponuj tercję, może spróbuj dorycką i wyeksponuj sekundę ,żeby dodać trochę "zła". Później nagle bach! i wskakujesz na miksolidyjską, która wyciąga Twojego słuchacza z piekła i zabiera do nieba
Ćwiczenie było wypadkową nauki u Nowaka i porad Dave Weiner'a. Główne założenie to zamiana toku myślenia na schemat "jaki chce mieć numer?"->"jakie skale/interwały itp powinienem zastosować"->"granie" ze starego schematu "to fajnie zabrzmiało zrobię z tego numer" -> "co sprawia ,że to akurat tak brzmi?".
Myśl jakie emocje chcesz wywołać/ jakie emocje wywołuje w Tobie dana skala. Buduj kontrastowe przejścia miedzy skalami. Buduj numer "na zamówienie" i nazywaj je odpowiednio do "historii" jaką opowiada harmonia.
Z prostych emocji typu smutny/wesoły przechodź w bardziej pośrednie.
Po jakimś czasie zaczniesz wybierać swoje ulubione połączenia.
Ja ciągle robię sobie ćwiczenia w stylu: dziś postaram się zrobić najsmutniejszy numer jaki dam rade, najdziwniejszy itp itd.
Mam nadzieje ,że to choć trochę pomogło