[Fotki wstawie pozniej]
Po latach suchych przyszedł czas ze kompletuje swój arsenał, jednak jeszcze jest założenie typu budżet niezbyt duży ale mały więc próbuje uzbierać sprzety które mają zajebsity stosunek jakość cena. Z LTD sie udało, z Piecem teraz się udało też choć nic co by przyspieszało bicie serca - Fender Mustang LT50 -, ale mocno zaskoczył, półka Katany więc nie ma sie do czego przypierdolić też...
Ale Spira to sie trafiła jak ślepej kurze ziarno
https://reverb.com/item/85696498-spira-guitars-s400mwr-satin-wine-red - tutaj inny egzemplarz ale moja wygląda identico
Kupiłem ją w lombardzie za 1000 zł w stanie nówka sztuka, normalnie chodzi po 1500–1600 zł.
Spira to marka pod właścicielem JET’a. Na papierze nic szczególnego: gitara poniżej 2k, skala 25,5, no-name pickupy, topola… teoretycznie zabawka.
No właśnie nie. Lutniczo to jest kosmos. Zero niedoróbek, wszystko perfekcyjnie spasowane, kieszeń gryfu tak ciasna, że kartki nie wsadzisz. Śmiało można by ją położyć obok Solara i nikt by nie powiedział, że to tańsze wiosło. Jedyne co bym zrobił, to lekko wypolerował końce progów, ale to już czepialstwo.
Jeszcze nie miałem gitary z tak niską akcją, bez żadnego brzęczenia. Siodełko wycięte idealnie (chyba grafitowe). Do tego blokowane klucze! Fakt, no-name, ale w nowej gitarze poniżej 2k? Szok. Harley Benton potrafi wrzucić FR-a, ale nie robi tak dobrego montażu.
I hit: DHL ją obił po drodze, a mimo to po wyjęciu z pudełka była… nastrojona. o_O
Brzmienie też bardzo na plus. Grałem dopiero 3 godziny, ale nie widzę sensu od razu wymieniać pickupów. Na czystym jest trochę druciane, dzwoniące, w stronę strata. Ale na przesterze — zupełnie inna bajka. W porównaniu z moim EC-256 (ciemny, przymulony LP) tutaj mamy jedno wielkie ziarno. Nie piach jak w tanich Jacksonach, nie muł gdzie wszystko się zlewa — tylko potężny, ziarnisty wpierdol. Palm muty chrupią jak trzeba, flażolety same wyskakują, sustain jest chory. Klimat bardzo podobny do wyższych Schecterów. Strasznie jestem ciekaw, jak to zabrzmi na lampie.
Wady? Raczej drobiazgi.
Mostek: najprostsza konstrukcja, widać że budżetowy. Oksyda się złuszczy, wózki powgniatają, pewnie wymienię.
Klucze: no-name, choć blokowane — chodzą dobrze, zobaczymy z czasem.
Gryf/wyważenie: gitara leci na łeb, choć nie jest ciężka. Profil gryfu — totalny szpadel jak w pierwszych Schecterach. Da się grać wygodnie, ale LTD jest dużo przyjemniejsze. Może się przyzwyczaję, a może to okazja, żeby zmienić nawyki (mam przeprost kciuka, więc i tak ciężko mi znaleźć jedną wygodną pozycję).
Podsumowując: jestem w szoku, że za cenę Ibaneza GRG czy Corta (które potrafią być kompletnie zjebane) można dostać instrument, który gra i wygląda jak dużo droższe wiosło. To trochę taki „Solar dla ubogich”, ale z pazurem.
I teraz się zastanawiam, o co tu chodzi. Marka istnieje dopiero od roku. Albo teraz mocno dotują produkcję i ceny niedługo pójdą w górę, albo zaraz zaczną oszczędzać na materiałach i QC. Nie wierzę, że sama oszczędność na osprzęcie daje taką jakość montażu. Szczególnie jak porównać do Harley Bentona, który potrafi spierdolić wiosło koncertowo mimo droższego hardware’u. Każda Spira, którą miałem w ręku, robiła mega wrażenie i trzymała poziom. Jasne, pewnie trafiają się wtopy, ale ogólnie — kosmos.
Co będzie za parę lat? Zobaczymy.
Czy progi nie zetrą się szybko,
czy drewno nie zacznie świrować na grubych strunach,
czy coś nie pęknie,
czy korpus nie jest klejony z miliona kawałków i nie zacznie się wypaczać.
Gdzieś muszą być te cięcia kosztów. Ale żeby dostać gitarę, która gra i wygląda na poziomie Solara za 3–4 tysiące… za tysiaka? WTF?!