Wybrałem się wczoraj na długooczekiwany gig
Gwiazdą wieczoru był znany i lubiany Jeff Loomis ze świtą oraz jego support, czyli Vildhjarta, Monuments i Stealing Axion.
Lokacja w której odbył się koncert to niepozorna knajpa średnich rozmiarów (The Pint Dublin). Na piętrze baru odbywał się nie mniej ciekawy "wieczór otwartego mikrofonu", ale większość atrakcji była na pierwszym piętrze. Wszedłem na góre i szukam sceny. No i jest. Baaardzo malutka scena, ok 4x8m, większość powierzchni zajmował już sprzęt. Sama sala też była dość malutka, ledwo pomieściło się tam ok 100-120 osób, które przyszły na koncert. Akustyka była bardzo średnia, sala nie była jakoś konkretnie wygłuszona, także wrażenia słuchowe nie należały do najlepszych. Sprzęt nagłośnieniowy też nie był pierwszej młodości.
No i się zaczęło. Jako pierwsi na scene wyszli chłopaki ze
Stealing Axion . Wszyscy wiosłowi w tym basmen jechali na PODach HD500 wpiętych prosto w linie - brzmienie miażdzyło cyce. Serio. Muzycznie nic nowego, ot taki tam djent z hameryki. Sporo fajnych riffów i pomysłów. Chłopaki mimo swojej tuszy byli na scenie niesamowicie energiczni i łapali kontakt z publicznością. Fotek nie strzelałem, ponieważ miałem słabą baterię (zawsze gdy ide na koncert, kurwa, zawsze...) w aparacie i chciałem ją oszczędzić na lepsze kąski.
Jako drugi zespół wyszła
Vildhjarta . Troszku się zdziwiłem, bo spodziewałem sie Axe'ow, a wiosłowi wpięli się w linie PODami XT Live, a typowe dla Vildhjarty brzmienie nadal niesamowicie rypało. Czyli jak się umi grać to się zabrzmi na wszystkim i ci panowie byli tego dowodem.
Sam gig był NIESAMOWITY. Cały klimat i otoczka, zachowanie muzyków było magiczne, a słuchając piosenek czułem się jak naćpany. Chłopaki są na prawdę bardzo charyzmatyczni i emanują tym na scenie. Publiczność jednak dała trochę dupy, wszyscy stali jak wryci i PRÓBOWALI mahać głową w rytm muzyki. Ogólne wrażenia: "O kurwa" oraz "Jak oni to do chuja zapamiętują?".
Spoiler Następnie przyszła pora na
Monuments . Jeden z gitarników wpinał wiosełka w dopalonego OD'em Laney'a Ironhearta. Ten został wpięty do paki EVH. Brzmienie zajebiste. Drugi gitarnik, John Browne, wpiął się w rackowego POD'a X3 PRO. Do tego miał kupę rackowych EQ i bramek. Rack z jakiegoś cyfrowego powerampu wpięty w pake ENGL'a. Sound John'a także niesamowity, ale on umi.
Gig. O kurwa, ale rozpierdol. Od pierwszych taktów Degenerate w publiczność wstąpił szatan i pod sceną dział się ISTNY ROZPIERDOL. Serio, dawno nie byłem w takim pogo, toteż zdjęć z gigu Monuments nie mam. Kapelą emanuje niesamowitą energią i przez cały set pod sceną był mosh. Gdy chłopaki skończyli grać byłem cały mokry i poobijany. Ogólne wrażenia: "O kurwa, ale rozpierdol". Jak będziecie mieli okazję iść ich zobaczyć to nie zastanawiajcie się ani chwili.
No i przyszła pora na gwiazdę wieczoru, czyli
Jeff'a Loomis'a i spółkę. Jeff wpinał się bezpośrednio w ENGL Savage (chyba) wpiętego w pakę ENGL. Drugi gitarnik grał na EVH 5150 wpiętego w dedykowaną pakę. Ów gitarnik posiadał również wiosełko Strictly Seven Guitars Solar7, które można było zmacać po koncercie (nie zmacałem, ponieważ było z 50 innych chętnych, także olałem).
Gig. Jeff Loomis to robot. Tyle wystarczy. Niestety akustyk dał dupy (lub tak miało być) i słychać było tylko Jeff'a oraz pałkera.
Spoiler Ogólem cały gig był zajebisty. Mam koszulkie, mam siniaki, szyja boli i w uszach piszczy. Czego więcej trzeba? Dowiedziałem się także od jednego z wokalistów Wildżarty co znaczy słowo THALL. A znaczy tyle co nic. Cytuję: "It's just an empty word".
No i na koniec porno dla Was!
Spoiler Polecam,
Redaktor Majkelk