Frozen - wyłączyłem jak babka zlała się w gacie... gupie jakieś te hamerykanckie ludziska...
Remember Me - komedia romantyczna. Do tego z Pattinsonem. Niemniej bardzo mi się ten obraz podobał. Tym samym nie polecam go nikomu, bo wam z pewnością się nie spodoba. Z początku nieco się dłuży, może niektórzy się nawet znudzą, ale ja tam lubię takie klocki. Generalnie oglądamy sobie kolejny film, oparty na tym samym, starym, wytartym schemacie - dwoje ludzi się poznaje, zakochują się, do tego mamy sporo tych elementów, dzięki którym nazywamy gatunek komedią, potem koniecznie coś się psuje, koniecznie za sprawą nieżyczliwych znajomych/rodziny, potem serdeczni znajomi/rodzina ratują związek i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Ale czy aby na pewno?
The Ghost Writer - całkiem fajny thriller, co ciekawe Polańskiego. I uwaga, tym razem nie jedziemy TYLKO po hamerykancach, jakie to one niedobre ludzie som i wszystkim robią na złość. Plus za Ewana McGregora, którego uwielbiam (no może poza aniołami & demonami (w sumie to mój ulubiony aktor zaraz po Siffredim)).
Seven Pounds - po raz drugi oglądałem. Poryczałem się mniej więcej tak samo jak za pierwszym. Świetny film, fabuła tak przebiegle zachachmęcona, do tego jak dla mnie bardzo dobra gra aktorska (z tym że ja się gówno a nie znam), ja przynajmniej uwierzyłem w to wszystko. Na dokładkę piękna muzyka, urocza Rosario Dawson. No i w sumie tyle.
