Jaśniejsza od gwiazd (Bright Star) 2009

Wujek zderzył się z kinem kobijecym po raz kolejny. Nie bez trudu, ale i nie bez nagrody

Są takie filmy, które rozczarowują zakończeniem. Albo o których zapominasz na drugi dzień. Ale nie w tym przypadku. Jest to kolejny "obraz" reżyserki "Fortepianu". Już jaśniej?

W filmie nie ma wybuchów, nadnaturalnych mocy, golizny, "tekstów", nie ma buttheadowych "chicks & chains"...
Ok, do tych dwóch z Was, którzy czytacie dalej (

): jest za to drobiazgowa narracja, skupienie. I dobór aktorów, wszystkich, tak, że nie można oderwać oczu. Pod pozorem nieistotnych wydarzeń zaczyna się dostrzegać podskórną opowieść o uczuciach, o więzach, o śmierci. I o życiu Johna Keatsa, brytyjskiego XIX-wiecznego poety. Zmarł w biedzie i niedocenieniu, jak wielu wybitnych artystów, a obecnie jest nazywany największym brytyjskim poetą romantycznym, "poetą poetów". Facet po prostu był poezją. Był taki, jak jego wiersze, nie silił się nad kartką, nie grał. Taki, na ten przykład, Goethe pięknie i duchowo pisał, ale orgietki były dla niego chlebem powszednim. W sumie niektórzy ludzie poświęcają dla sztuki całe swoje życie, najczęściej nie mają z tego nic, ale właśnie dzięki nim możemy później obcować po wiekach z czymś wielkim.
Daję
10/10 









, ale jest to bat-ocena, nie polecam, sio-sio, to taki niedzisiejszy film!
