Pogadać z ludźmi ze wspomnianego targetu - większość jest zatracona w swoim pokrzywdzeniu i świata poza swoją porażką nie widzą, ona ich wręcz definiuje. Ciężko z kimś takim sensownie pogadać, a co dopiero pomóc, skoro cierpienie jest całą jego istotą. Wiesz kto z takimi ludźmi za to najwięcej gada, choć nie powinien? Mamusie, ciotki oraz wujki którzy tylko tą karuzelę spierdolenia podkręcają.
Małżeństwa z dzieciakami 10 lat+, znam więcej takich które nie straciły radości z życia. I co teraz? Czyj wywiad środowiskowy jest bardziejszy? Bo ja wiem że mój jest mojszy.
Może jestem niezbyt bystry, może zbyt szczylowaty, może celowo ignoruję te negatywne aspekty, może mam po prostu farta w życiu że zawsze jakoś trafiałem na dobre osoby, które jeszcze ciągnęły mnie za uszy do góry. Chuj wie. Nie mam zamiaru się przejmować statystykami rozwodów i ludzi zabetonowanych w swojej zachmurzonej klatce. Najcięższe okowy w życiu wykuwamy sobie sami, a za swoją osobowość jesteśmy odpowiedzialni my sami. To tak a propos utraty tożsamości.
Nie kupuję tego pierdolenia, bo nie prowadzi to do niczego innego niż do magazynowania żółci.
Edit: zabawne jest ogólnie obniżanie wartości tego co piszemy jak wtrącasz, że gramy na gitarach. Jakbyśmy nie mieli hobby to byśmy byli bardziej wiarygodni? Jak już mamy pytać ankietowanych to może zapytajmy ilu zatraca się w nadgodzinach i wódce, bo nie potrafią wziąć odpowiedzialności za rzeczywistość jaką sobie zbudowali. To jest wtedy hobby ankietowanego. Zdrady w pracy? To ten sam rodzaj zakłamania rzeczywistości co wynajęcie drogiego samochodu i pozowanie na bogola. A wystarczyło być szczerym ze sobą 30 lat temu, ale wtedy mama/babcia/ciocia/proboszcz byliby smutni że już masz starczy wiek 23 lat, a ciągle kawaler.