Spoiler tempo jeszcze dziwniejsze niż u Lyncha, walka na krysonoże bez tarcz, ogólnie o ile Timmy mi się podobał w poprzedniej odsłonie, tak teraz jakoś nie siedzi w tej roli, przy całej mojej miłości do Zendayi, też mi jej Chani jakoś nie siedzi. Myślałem, że to będzie ostatnia część, ale najwyraźniej Villeneuve czai się na adaptację Dzieci i Mesjasza Diuny w jednym ciągu. No i fajnie, ale przez to „dwójka” cierpi na chorobę środkowej części serii, że znowu wróciłem z kina z niedosytem. Nie liczyłem na twarde sci-fi, ale straciłem to, co najbardziej lubiłem w książkowej Diunie: motyw mniejszego zła i ludzkiego boga, który padł ofiarą determinizmu. Tutaj jest bardziej przyziemnie i naturalistycznie: Jessica jest tą złą i ona robi z Paula mesjasza kosmicznego dżihadu. Na szczęście Ferguson dowiozła (poza tym chyba w tej wersji to Alia ją opętała, a nie ona została opętana przez barona???) i jej gra aktorska pozwoliła temu zabiegowi ujść na sucho. Fajna i śliczna baja, ale zrobił się z tego kolejny akcyjny blockbuster do odhaczenia, liczyłem na coś odważniejszego.